2014/12/19

Najjedwabiściejsza Wigilia w Pompke!

Kocham ich. Kocham moją klasę.

Szczerze mówiąc nigdy nie byłam pewną siebie osobą. W gimnazjum np. zawsze czułam, że chociaż jesteśmy paczką to tak naprawdę mnie nikt nie lubił. W liceum od samego początku podejrzewałam, że ci ludzie są OK.
Ale jak wczoraj, po raz ostatni w takim gronie, łamaliśmy się opłatkiem... Nigdy nie wyobrażałam sobie nawet, że będę otoczona tyloma wspaniałymi dobrze życzącymi mi ludźmi. Płakałam całe 10 min. I wyobraźcie sobie, że pisząc to teraz też pociekły mi te, jakże w moim przypadku banalne, łzy wzruszenia. Nie potrafię tego opisać, zawsze podczas dzielenia się opłatkiem gdy słyszę kiedy ktoś mówi mi coś miłego przeszywa mnie dreszcz - tak faktycznie ktoś może mnie serio lubić i szanować. A tak BTW to jestem OKROPNYM składaczem życzeń. Sama nigdy nie wiem co powiedzieć i tyko się wzruszam życzę SZCZĘŚCIA, które uważam za najważniejszą rzecz w życiu, nawzajem i ryczę dalej( jeśli aż tyle uda mi się wybąknąć)




Raz jeszcze Kochani Wesołych Świąt, Szczęścia  no i tego waszego seksu, dzieci, matur i żeby cycki trafiły do odpowiednich osób i wszyscy byli zadowoleni :******

2014/12/18

Jestem Youtuberowcem ;)

Z okazji tego że dzisiaj zakończyliśmy jakże ciężki tydzień próbnych matur, a przecież kto by się na to uczył- lepiej dawać ludziom prezenty! Dlatego stworzyła, uwaga uwaga, fanfary! - mój pierwszy film n YouTube, w którym zamieściłam instrukcje jak stworzyć własnoręcznie 3 prezenty, które robiłam w tym roku dla kogoś z mojej rodzinki ;)



Nawet sobie nie zdajecie sprawy ile potu, łez, czasu i siły potrzebne było do stworzenia 15-minutowego filmu... Największy problemem wbrew pozorom było załadowane go na YT. Aż musiałam wezwać na pomoc Rafała!
Mam więc nadzieję, że się spodoba :)

2014/12/01

Brace Yourself. Winter Is Coming.




Jak ja mogłam przegapić fakt, że już mam 100 postów? Ehhh w każdym razie Gratulacje dla Mnie i Podziękowania dla Was!!! Tak nam razem miło. Zwłaszcza w tym magicznym czasie w roku! Tak, tak już grudzień i Święta depczą mi już po piętach....

Zimno jest.
Zabawki królują w przerwach reklamowych.
Tłum ludzi nagle stwierdził, że chyba się wybiorą na zakupy. Naraz.
Dekoracje w moim pokoju...

No wygląda na to, ze faktycznie grudzień. Tylko tego śniegu brakuje. :(
Miejmy nadzieje, że jeszcze zdąży. Najlepiej do 6 :*
A no właśnie 6 grudnia Mikołajki, ale także imprezka urodzinowa mojej najlepszej przyjaciółki Agaty. Wpadłyśmy wspólnie na pomysł by zrobiła motyw Mikołajkowy. Moim kostiumem będzie oczywiście ELF. Nic innego nie pasowało na moje niecałe 1m 60 cm w kapeluszu. Kostium kostiumem, ale w tym tygodniu już czuje się jak elf, albo nawet sam Święty Mikołaj. Na mojej liście w tym roku znajduje się dosyć duża dwucyfrowa liczba grzecznych dzieci, które swoją osobą rozjaśniły mi miniony rok. Postanowiłam więc obdarować ich wszystkich. Nie jestem milionerem więc, mercedesów nie będzie. Włożyłam jednak w te prezenciki wiele serca i czasu, także mam nadzieję, że każdemu kto je otrzyma zrobi się cieplutko na serduszku. No i może czasem pomyśli o mnie miło. :*


A TY? Kogo obdarujesz ciepłem serca w tym roku? Zostały Ci 22 dni i 40 minut do Wigilii!

2014/11/24

Koty...

Mój durny kot wrócił do domu.

Pewnie przeczytała wpis na blogu i zrobiło jej się głupio :)

2014/11/23

Szacunek dla ludzi z pasją.

Miałam dzisiaj okazje zobaczyć występy na Zaduszkach Muzycznych w śremskim LO od kulis. Prawie dosłownie siedziałam na scenie. Najbardziej rzuciła mi się w oczy ekspresja na twarzach muzyków. Widać było u nich zaangażowanie i pasje do do tego co robią. Podziw i szacunek ludzie. Już nawet słów mi brakuje na perkusistów i perkusistki. Ja nie jestem pewna czy byłabym w stanie jednocześnie masować się po brzuchu i tupać, a jak patrzyłam na was... Szacunek.

Przepraszam. Miałam taki dobry pomysł na ten post, ale nie jestem w stanie.
Mój kot wyszedł z domu w piątek i do teraz się nie pokazał. Ja wiem, nie ma co histeryzować, to w końcu kot, ale to do niej nie podobne. A zważając na to co się kiedyś stało z moim innym kotem, jednocześnie jeden z moich właśnie wrócił z poważnej operacji nie potrafię mysleć o niczym innym. One są jak moja rodzina i ja wariatka chodzę po domu zaglądając dosłownie wszędzie i powtarzając tępo Gdzie jest Mora... i robiąc kici kici non stop. Nie mogę myśleć. Przepraszam.

Raz jeszcze wielki szacunek dla wszystkich muzyków świata za tę pasję. I gratulacje dla naszych lokalnych za te wspaniałe koncerty. Dzięki.


2014/11/20

Przerost Formy nad treścią

Gombrowicz, sprytny gość, wyciągnął ze mnie myśl, którą od zawsze miałam gdzieś z tyłu głowy. Kiedy człowiek jest naprawdę sobą? Czym tak naprawdę jest to nasze bycie sobą? Według mnie nikt nie ma tak naprawdę jednej twarzy. I tak jak zauważył Gombrowicz ciągle przywdziewamy jakieś formy. W zależności od tego z kim w danym momencie jesteśmy, w jakim otoczeniu, zmieniamy się i stajemy inną osobą niż w np. całkiem innym otoczeniu. Czy wtedy nadal jesteśmy sobą, czy może jedynie udajemy kogoś by wpasować się w formę i podświadomie zmieniamy tak by jak najlepiej wypaść w oczach otoczenia? To kim tak naprawdę jesteśmy ujawnia się gdy nie musimy tego nikomu pokazać, udowodnić, czyli kiedy jesteśmy sami. Nie potrafię siebie określić jaka jestem naprawdę, ponieważ nie mogę być wobec samej siebie obiektywna. Wiem jedno - mam tysiące twarzy i wcieleń, tak jak każdy z nas. Dla rodziców jestem dorastającą jedyną córką, dla dziadków jedną z ukochanych wnucząt, dla przyjaciół kurduplem, który śmieje się ze wszystkiego i miewa całkiem kreatywne pomysły, dla nauczycielki matematyki tylko uczennicą, która nie umie bo nie potrafi słuchać na lekcji o liczeniu kątów w bryłach. Za to na siłowni jedynie dziewczyną w różowej bluzce, która przychodzi biegać godzinę dziennie, w spożywczaku osobą, która kupuje jogurt albo chleb, taką jak tysiące innych klientów. Tak samo jest gdy ktoś mija mnie na ulicy, jestem jedynie osobą która albo się uśmiechnie albo minie nie zauważając. Dla każdego jestem inna i choć pewnie nasuwa się wam odpowiedź, że gdy się mnie pozna to wtedy wiadomo jaka jestem i jestem właśnie taką osobą, ale wobec każdej, KAŻDEJ innej osoby zachowujemy się zupełnie odmiennie. Założę się, że gdyby wszystkie moje koleżanki i znajomych przepytać szczerze i z osobna to odnalazłyby się pewne podobieństwa w opisie, ale nie byłyby takie same. Dla każdego z nich jestem kimś innym, ponieważ zachowuje się wobec nich tak jak moja podświadomosć odbiera ich zachowanie i stara się dopasować.

Jesteśmy niewolnikami form. 


Chciałabym się kiedyś przekonać kim bym była dla samej siebie...

2014/11/18

Reklamy psują mózg.

Świat is­tnieje tyl­ko dzięki te­mu, że zaw­sze za późno się cofać.
- Witold Gombrowicz.

Czasem się coś zrobi i nie pomyśli o konsekwencjach. Świat w XXI wieku rozwija się tak szybko, że za chwilę będziemy latali poduszkowcami na paliwo z makaronu.
 Ale ja dzisiaj nie dokładnie o tym chciałam napisać. Już od dłuższego czasu leży mi na wątrobie popularność technologii w naszym życiu. Oczywiście jest bardzo pomocna no i przecież sama z niej korzystam, chociażby pisząc tego bloga, ale czy nie macie wrażenia, że odbiera nam ona ważne aspekty życia? Np. kiedy dzieci zamiast grać w piłkę, wolą tablet?
Przykład nasunął mi się dzisiaj podczas oglądania TV. Bardzo, że się tak kolokwialnie wyrażę, bo inaczej nie mogę tego określić- wpieniają mnie, tak za moment chyba zacznę toczyć piane z ust, reklamy pewnej kolorowej telefonii komórkowej i czegoś tam jeszcze. Już od jakiegoś czasu producenci pokazują w reklamach wypaczony obraz rodziny. Jak choćby to, że cała rodzina nie wyprowadzi psa, który bardzo o to prosi, ponieważ są zajęci swoimi telefonami, smarttelewizorami i Internetem bezprzewodowym. Halo!? Czy widzicie tu konflikt? Inny przykład, dzieci chcą jechać na wakacje, a ojciec na to, że po co surfować po falach i uprawiać sport kiedy lepiej wylegiwać się na kanapie i gapić w ekran komputera.  I najnowsze odkrycie- reklama świąteczna. Pokazuje naszym dzieciom (tzn, moim jeszcze nie bo ich nie mam, ale mam młodsze kuzynostwo, któremu współczuje), że od danych w prezencie ukochanej osobie miłości, zaufania i pomocnej dłoni, lepszy jest- uwaga- SMARTfon, TABLET oraz SMARTwatch. Aż  mi słów zabrakło taka piana poszła.

I jak tu nie wychowywać outsiderów i psychopatów w takim społeczeństwie, ja się pytam.





PS. Właśnie słucham THE BEST OF BACH na Spotify. Polecam <3

2014/11/17

Atak piranii na miejskiej pływalni.

Byliście kiedyś na młodzieżowych zawodach pływackich? Chociażby jako kibice?
Ja przerobiłam prawie każdy możliwy stołek: od kibica przez zawodnika do sędziego i spikera. Tylko wygranym nie byłam. Ha. Ha.

No dobra. Co chciałam powiedzieć. Jeśli nie byliście  na takich zawodach, to może oglądaliście kiedyś na Animal Planet jak kotłuje się woda gdy piranie spożywają obiadek? No kropka w kropkę ten sam widok podczas rozgrzewki zawodników. :)
To tak zabawnie brzmi, ale niewielu doświadczyło tego od wewnątrz tj. pływania pośród tych piranii.

Moi drodzy, to nie jest takie proste, o nie. Normalnie na torze, powiedzmy na treningu pływa tak plus minus 6 osób. I to jest akurat. Jednakże jeśli przychodzimy na basen prywatnie i na naszym torze pojawi się JEDNA osoba, której nie znamy i pływa w lekko innym tempie od naszego, to już wielce intruz i ciasno. Wracając do rozgrzewki. Kiedy już wyobraziliście sobie 6 osób na torze jak sobie ładnie kolejno płyną, to teraz pomnóżcie to sobie przez mocne 4. No i mniej więcej tyle jest na każdym z sześciu torów osób podczas tejże rozgrzewki. No cóż przed zawodami rozgrzać się trzeba, a mamy na to raptem pół godzinki. Tylko, że ci wszyscy zawodnicy niestety nie płyną w identycznym tempie, tego samego dystansu, tym samym stylem. O nie, toby było zbyt proste ^^ Jedni płyną sobie ładnie grzbiecikiem, kraulem, no ale żabkarze i delfiniści też się rozgrzać muszą i teraz moje dla was ćwiczenie na wyobraźnie. Na torze płyniemy w dwie strony, w jedną delfinista zamaszyście rozkładając ręce na 2 metry, a w tym samym czasie w przeciwną stronę inny pływak sunie żabką, która jakby się kto nie znał charakteryzuje się wynurzaniem głowy trochę jak bojka . Kiedy to  zsumować, chyba każdy wie co nam wyjdzie. Doświadczyłam czegoś takiego nie raz ( bo też byłam znana w przeszłości z bycia tą, która jeśli ma ktoś oberwać to ona.) i to nie tylko w identycznej sytuacji.
W te 20 minut płynie się w żółwiowym tempie, obijając o wszystko i wszystkich, przy tym stoi ci takich 4 maruderów ćwicząc nawroty... i takim sposobem basen zamiast przepisowych 25 metrów ma 15, jeśli mamy szczęście.

No wiem wygląda to nieciekawie i groźnie, ale wspominam o tym, bo minęło już prawie 5 lat odkąd przestałam trenować, a od kiedy jestem sędzią nie widuje rozgrzewki, bo mam wtedy odprawę. W tym miesiącu jednak moja fuchą było gadanie i musiałam też uświadomić nasze młode wodne talenty kiedy zaczyna i kończy się rozgrzewka. I pierwsze co spostrzegłam to właśnie kotłująca się woda. Jakoś kiedy do niej wchodziłam wcześniej nie zwracałam uwagi:) 

Nawiasem, ciekawy widok.

A tak się Asia cieszy, że po 4h snu musi przez 4 kolejne czytać nieczytelne nazwiska zawodników w pracy (przez MIKROFON <OH>)

2014/11/13

StuDYING.

MATURA got me like:
 
 
 Zostało jakieś 172 dni do tego jakże wielce ważnego egzaminu w moim życiu, a ja jakoś szczególnie chyba nie panikuje. Może to źle? Pewnie powinnam się bardziej denerwować, ale ja już tak mam, że rzadko na głos panikuje. Kiedy się czymś przejmuje to raczej jestem poważna i zamyślona, a mój mózg pracuje jak silnik mercedesa, żeby wykombinować jak to zrobić, żeby wszystko jak najlepiej zrobić.
Teraz też tak mam. Powinnam się uczyć na sprawdzian z historii, ale Wielka Rewolucja Francuska już mi uszami wychodzi, a podświadomość przejmuje kontrole nad całym mózgiem i obmyśla dalekosiężny plan działania nauki i przetrwania na najbliższe pięć miesięcy.
 
***

Głupio wyszło. Przez 3 tygodnie prawie nie mieliśmy polskiego, bo nauczyciel miał L-4. Wtedy panikowaliśmy. Nigdy wcześniej bym nie pomyślała, że będę się przejmować nieobecnością nauczyciela, nikt z nas tak nie myślał. Ale to w końcu klasa maturalna i niby nauka jest dla nas w końcu ważna. Tak... Tylko, że jak już nauczyciel wrócił to zamiast być kujonkami i najukochańszymi, biorącymi udział w lekccji uczniami, to jest tak jak wcześniej i jeszcze do tego narzekamy, że każe nam się uczyć. Czyż maturzyści nie są największymi w dziejach hipokrytami? No może nie największymi w dziejach, ale w rankingu jesteśmy wysoko.

Życzę nam więcej zapału do nauki. I aby Europa i Świat w XVIII wieku lekkimi nam (jutro) były.
( I tam te Grzyby też)

2014/10/20

Wewnętrzny monolog własny.

Jestem na siebie zła. Za to, że tak mało ostatnio pisałam.  Nigdy nie chciałam żeby ten blog po prostu opowiadał co robiłam, z kim albo co ostatnio zjadłam dobrego na obiad. Trochę się zawiodłam sprawdzając popularność postów i dowiadują się, że najczęściej wyświetlany był ten, w którym opowiadam gdzie byłam na wakacjach i kogo poznałam. 
Czy aż tak bardzo ludzi ciekawi życie innych? Może lubimy czytać o ciekawostkach z życia obcych bo sami mamy je nudne? Ale przecież moje nie jest aż takie ciekawe ...
Wracając do tematu, moim założeniem na motyw tego bloga było obserwowanie i wyciąganie wniosków z rzeczywistości.  Tyle, że aktualnie nie mam czasu mrugnąć żeby notatki z historii nie zkrzyczały/skrzyczały ( jak to napisać ? Polska języka to trudna języka, jak to mówią) że mam się uczyć, bo dużo zaległości. 
Eh, ale nie po to pisze żeby się żalić tylko wziąć w garść i zacząć znowu patrzeć na świat poza zeszytem lub telefonem!
OK.  Głęboki wdech i koniec wewnętrznego monologu. Za wszystkie  grzechy szczerze żałuję i postanawiam poprawę. ^^

2014/09/23

Ten moment, gdy przytula Cię chłodny wiatr...

Wyszła z budynku i owiał ją szary podmuch ponurego dnia. Jesień nadeszła, pomyślała. Zatrzęsła się od chłodnego powiewu i uśmiechnęła się pod nosem. Nareszcie.

Wiem, że to może zabrzmieć niepokojąco, ale rano pobiegłam spojrzeć na  termometr jak małe dziecko w poszukiwaniu prezentów we Wigilię i gdy zobaczyłam, że jest tylko 11 stopni i zdałam sobie sprawę, że będzie mi dzisiaj zimno zrobiłam coś w rodzaju "O tak!" i trochę jakby podskoczyłam ze szczęścia.

Nie wiem czy ta przypadłość się jakoś nazywa, ale znajduje chorą przyjemność w ponurej pogodzie. Gdy na dworze jest szaro i trochę ciemno, robi się przytulniej. Niebo zdaje się być niżej i otulać ziemię oraz ludzi na niej, zawsze gdzieś się spieszących. Wiatr zatrzymuje czas i zmusza do przemyśleń, wewnętrznej rozmowy, podsumowania pewnych spraw. W końcu kolejny rok zbliża się ku końcowi.

Lubie jesień. Jest taka poetycka.  Potrafię się wzruszyć na widok opadających liści, nie dlatego, że mi smutno, bo umierają. Dlatego, że są takie piękne, gdy tak bezwiednie wirują na wietrze. Chciałabym być takim liściem. Oderwać się od gałęzi i frunąć, opadać. Lekka, wolna...

2014/09/01

1 września

PIERWSZY WRZEŚNIA... Brzmi złowrogo prawda? Ja w tym roku nie czuje jeszcze tego strachu. Siedząc w ławce w klasie miałam wrażenie, że nie było mnie tam tylko tydzień. Tak samo spotkania z ludźmi ze szkoły. Wiesz, że masz dobrych znajomych i zgraną klasę kiedy nie płaczesz ze szczęścia widząc ich na rozpoczęciu nowego roku. Kiedy nie tęsknisz, bo nie miałeś/aś kiedy. Ja dopiero co się z nimi widziałam i nie odczułam ich braku i to było piękne. Dobrze jest wiedzieć, że kontakt z nimi to coś więcej niż ławka obok na języku polskim.                 

Dzisiaj krótko, bo wiele się jeszcze nie działo.
Moja rada dla was: nie ma się co spinać tym końcem, wystarczy żyć tak, by wakacje trwały cały rok ;*

2014/08/29

Pretty Little Lie.

Niedawno uświadomiłam sobie coś, co od zawsze wiedziałam. Wszyscy to wiemy i akceptujemy. Największe kłamstwo ludzkości wszech czasów. <Dramatic pause...> MAKIJAŻ. Mam racje? No pewnie, że mam.

Od zawsze kobiety upiększały się, by podobać się mężczyznom. Albo innym kobietom, co kto woli. Chociaż mówi się, że pięknie powinno się wyglądać dla samej siebie, to powiedzmy sobie szczerze: robimy to, żeby się podobać facetom ;)
Wkładamy ładne ciuszki, zakładamy szpile (nieważne, że po 2h nie ma się ochoty wstać i isć dalej, ale nogi są w nich dłuższe, a i tyłeczek zgrabniejszy),upinamy włosy, upachniamy się perfumami i zmieniamy twarz na wyjściową.

Nie jestem jakąś wielką pionierką makijażu. Dopiero odkrywam jego podboje, bo jakoś wcześniej nie umiałam się do tego dobrze zabrać. Ale już zdążyłam zauważyć jakie niesamowite daje efekty ^^ Lekki, codzienny makijaż. Nie tona tapety rzucona szpachlą.
Osobiście nie mam wielkich problemów z cerą, nie muszę się jakoś dużo maskować i nie różnie się w nim od wersji saute. Jestem po prostu ładniejsza. Ale są dziewczyny, które potrafią oszukać naturę i nadać sobie nowe rysy twarzy. Szacun laski. Chociaż kłamią.



Makijaż to kłamstwo (nie przez przypadek w języku angielskim make up znaczy także zmyślać xD), ale nikt nie jest za nie oburzony. Wszyscy akceptujemy taką ładniejszą wersję świata. Panowie też. Chociaż mówicie, że wasza kobieta najpiękniejsza jest rano jak wstanie. Nieuczesana, nieumalowana, w rozciągniętej koszulce. Mówicie tak, bo tak sądzicie kiedy kochacie, ale przyznajcie się otwarcie - żeby pokochać prawdę trzeba ją zauważyć za kłamstwem, a niestety bez tego kłamstwa moglibyście ją w tłumie przegapić. Nie mówię, że zawsze tak jest, ale w dużej większości przypadków.

Czujecie sie uswiadomieni? Pewnie wiele to w waszym życiu nie zmieni,  ale nieuświadomych ostrzegam. Nie wszystko piękne jednego dnia wyglada tak samo na drugi dzień rano. :D

2014/08/15

Prawie w domu.

Powróciłam dziś z wyczerpującej 36h podróży z Bułgarii (Złotych Piasków), w której spędziłam 8 dni. Powiem tak- Bułgaria niszczy. Pewnie nie konkretnie ten kraj, ale tego typu obozy. Gdyby trwały dłużej chyba bym sama uciekła :3
Świetnie spędzony czas, wspaniali nowo poznani  ludzie, ale lekki brak własnej ekipy, bo jednak co swoje ziomki to swoje ziomki. Na szczęście już jutro nadrobimy braki bo - Mielno- przybywamy!
Z morza nad morze. Mój tata- kierowca autobusu- właśnie chodzi koło mnie i narzeka "jutro nad morze, potem do domu i za tydzień znowu nad morze..." biedny był tam chyba już 5 razy w te wakacje. Cóż taka praca.

Chociaż pewnie zdajecie sobie sprawę na jakiego typu plażowo- klubowych wakacjach byłam, to o nie nie. Zwiedzałam. Tak. Wybrałyśmy się z Agatą na zwiedzanie Balchiku i Kaliakry. Wiem, że te nazwy mało mówią. Na początku udaliśmy się do warsztatu garncarskiego i najwiekszą jego atrakja, poza oczywiśćie przepięknymi glinianymi naczyniami, były ręcę , a właścieiw cały człowiek, który je wytwarzał. No serio tak przystojnego garncarza to nawet na filmach sie nie spotyka. ^^

To zdjęcie nie oddaje prawdziwego oblicza garncarza.


Byłyśmy w przecudownie pięknym ogrodzie Królowej Marii Rumuńskiej i w jakichś ruinach Greckiego polis. Historio jak jak kocham cię dotykać. chodzić tymi samymi ścieżkami co kiedyś piękna królowa, albo patrzeć na miejsce, w którym dawno temu jacyś nadzy greccy posłowie siedzieli w aromatycznych oparach i gawędzili o polityce, albo też nie :)
 W ogrodach zakosztowałam w degustacji przepysznych win, w tym lokalnego specjału wina
figowego, na którego produkcję właściciel ma wyłączny patent.

Degustujemy



Takie tam przed śmiercią.
Niestety, robiłam zdjęcie tej sauny, ale jakoś mój telefon postanowił go nie zapisywać :(
Wieczorem czekała na nas uczta bułgarska z pyszną kolacją, rakiją- czyli bułgarskim spirytusem i pokazem tańców ludowych. (Jak oni potrafią szybko przebierać nogami! )To był najlepszy dzień z tego tygodnia.

Przywitano nas chlebem, który zanurzało się w czerwonej przyprawie



Ja i Rakija.



Chciałam dodać wam świetne nagranie z tego tańca ale chyba nie umiem :c Wyglądało to mniej więcej tak:
 Ale moje wydaje mi się ciekawsze. Szkoda, ze nie jestem wystarczająco uzdolnionym informatykiem...




***
Zaobserwowałam ciekawe zjawisko, spotkanie dwóch czasów. Ten dawny, ludowość ukazaną w tańcu, w którym dwoje głównych tancerzy odgrywają pewien rodzaj inscenizacji jak to kiedyś mężczyźni faktycznie starali się o kobiety, próbując im imponować. I czasy dzisiejsze, gdzie w zatłoczonym klubie pijani i spoceni ludzie całują się (lub robią coś jeszcze) z każdym do kogo się odwrócą. Coraz częściej boli mnie kierunek, w którym zmierza świat.


Podsumowując:
8 gorących niezapomnianych nocy.
ok 15 poznanych Niemców, Rosjan i Polaków :)
po 5 kg zjedzonych górków i pomidorów
ze 6kg wchłoniętego arbuza
...za dużo spożytego alkoholu.... ( ciii )
oraz całkiem spieczony tyłeczek


2014/07/28

Renowacja time!

Ehhh wakacje mijają, co? Nie nie chce was straszyć, moje się zaczną dopiero w niedziele więc ja jeszcze nie odczuwam ich końca. 

Znalazłam dzisiaj skarb.

No ok, znalazłam go/ją  wczoraj, ale dzisiaj dałam jej nowe życie.
Ta ona, to stara 34-letna walizka, z którą moja ciocia kiedyś jeździła na kolonie :)
Postanowiłam dać jej drugie życie.

I tak po 5h, z pomocą kawałka materiału, nitki, igły, kleju i taty z gwoździkami odreperowaliśmy walizeczkę tak, że nadaje się do użytku. Pozostało mi tylko zwiedzać i zbierać naklejki, by przyozdobić ją z zewnątrz ^^

Tak wyglądała kiedy ją znalazłam - okurzona. Bardzo.



Zamki tata już zdążył mi przedmuchać, jakąś swoją dmuchawą z warsztatu xD



Jeden zerwany paseczek.

A tutaj już gotowa!


Tak bardzo artystyczna aranżacja.

Inwencja twórcza- dodałam kieszonkę :)


Nowy paseczek.

A tak wygląda lekko umyta i z pomalowanymi zadrapaniami;)



To tyle. Tak tylko się chciałam pochwalić.
Jedno mnie zadziwia. Od tak dawna polowałam na taki gadżet. Byłabym w stanie pojechać do Wielkiej Brytanii na pchli targ by taka dostać, a ona sobie spokojnie leżała w piwnicy u mojego wujaszka! ^^

2014/07/11

Okay?

Dwie minuty temu skończyłam czytać "Gwiazd naszych wina" Johna Greena. Przyznam, że zastanawiałam się nad tą książką wcześniej, ale decyzje o wciśnięciu jej do mojej zatłoczonej kolejki czytelniczej podjęłam pod wpływem komentarza pewnego Anonima.

Ehhh...-pozwolicie, że sobie westchnę.

Jest to zdecydowanie dobra książka. Modna w związku z jej niedawną ekranizacją.
Przyznam się teraz serio, że trochę nie wiem co napisać. Nigdy nie byłam dobra w recenzjach ale powiedzmy, że się postaram.

Książka napisana została oczami szesnastoletniej Hazel Grace, która jest normalną nastolatką i lubi oglądać America's Next Top Model. Pewnego dnia poznaje innego normalnego nastolatka i tak się zaczyna ich wspólna historia. No dobrze, z tą normalnością trochę przesadziłam. Hazel i jej przyjaciel cierpią na nieuleczalne choroby. Z winy gwiazd nie dane im jest się wspólnie zestarzeć. Ale gdyby nie te choroby pewnie nigdy by się nie poznali. (Taka moja mała dygresja na temat przeznaczenia)

Książkę czyta się lekko, a język, chociaż miejscami jest bardzo baaaardzo głęboki, zwłaszcza gdy wypowiadają się głowni bohaterowie, wcale nie czyni go niezrozumiałym. Czytając miałam wrażenie, że przynajmniej co dwie strony znalazłabym z pięć dobrych cytatów.

Historia tych dwojga nie jest wesoła. Ale. Czytając czasami śmiałam się.

Nie, nie płakałam pod koniec. Przyznaje się byłam blisko, ale nie.

Nie chce nikomu spojlerować, ale rozumiecie chyba jak działa rak.

Na temat samego autora wypowiedzieć się po jednej książce nie mam prawa, więc nie będę go dziś osądzać.



Podsumowując, nie była to moja książka życia, aczkolwiek godna polecenia. Nie jest długa więc myślę, że przeczytanie jej nie zajmie wam dłuższego czasu. Zwłaszcza, że wciąga. Nie ma jakiejś porywającej fabuły zawierającej tajemnice i  zwroty akcji. Chociaż nie- zwrot akcji jest. Ale koniec spojlerow- lepiej przeczytajcie :)


PS. Mam świadomość, że nie była to popisowa recenzja, ale jak już wspomniałam i jestem z wami szczera - książka jak książka. Czytałam lepsze. Ale to tylko JA. To TY musisz ją przeczytać by się przekonać, czy czasem nie jest książką, która wstrząśnie Twoim życiem.



http://data2.whicdn.com/images/125905012/large.jpg











2014/07/09

50 odcieni pecha: plażowanie.

O tak. Nareszcie mam czas żeby wybrać się na plażę ze znajomymi. Aha. Czas miała jedna osoba. Od rana padał deszcz i grzmialo alee co tam! Jak tylko na moment wyszło słońce wpadałam na rower i jadę. Grzmoty nie nastrajały na opalanie, ale wybrałyśmy się na koktajl. Po wyjściu z kafejki zauważyłyśmy, że  lekko kropi.
*Spojrzenie na siebie.*
*dramatyczna pauza *
Wzruszenie ramion i jedziemy. Nieświadome nadchodzącego...
Dobra trochę się rozpaduje, poczekamy chwilę.
-Ale i tak zmokniemy.
-No doooobra.
Jedziemy dalej i im dalej jedziemy tym deszcz głośniej krzyczy NIE! Dalej nie!  Ale my i tak jedziemy:)
Wyobraźcie sobie taki widok:
Pada deszcz. Nie, nie pada- leje deszcz.
Dwie dziewczyny na rowerach. Przemoknięte do suchej nitki.
Ta pierwsza z zapadanymi okularami i mordem w oczach niestrudzenie pruje do przodu w poszukiwaniu schronienia.
A za nią śmiejąc się w głos jedzie ta druga. Śmieje się i machajac ręką krzyczy Jupiiii! Kocham deszcz latem! Love it!! Hahaha Ej buty mi przemokły:c Czekaj zdejme je bo się zniszczą ^^
Potraficie odgadnąć, która z nich to ja?:D
Kiedy znalazłyśmy schronienie deszcz ustał. Jakże by inaczej?!
Ale co tam. Przygoda! Nie, nie jestem zła na pogodę. No może trochę. Bo jak się nie ogarnie to nici z roboty w ten weekend. 
Bądzmy dobrej myśli ^^
Na koniec ogromne DZIĘKI!:* Dla kierowcy, którego ostatnio ciągle wykorzystuje. Odwdzięcze się jak zdam prawko :D
PS. Ostatnio(wczoraj) spontanicznie obejrzałm sobie mecz. Niestety, chyba przyniosłam Brazylii pecha :c Mam nadzieję, że dzisiejsza walka będzie bardziej wyrównana.
I, że od tej burzy nie wyłączną mi prądu!!!!

2014/07/03

Poezja samotności.

Troszkę się zaniedbałam z blogowaniem. Niestety mój komputer jest na razie nie do użytku, więc wykorzystuje laptop mamy, kiedy tylko nadarzy się okazja.

A cóż to się działo?
-A wakacje.

 Chociaż szczerze to jakoś tego nie odczuwam. Jeszcze w tym roku nie miałam okazji wdziać bikini (chociaż nie wiadomo kiedy opaliłam sobie stopy do połowy :) Wszyscy dookoła pracują, a ja się sama snuje po domu, uczę do prawa jazdy i pożeram jedną książkę po drugiej. Listę mam długa, więc tego mi raczej nie przybraknie.
Tak samo dzisiaj. Siedziałam sobie na ogrodzie (tak przyjmijmy roboczo, że to co mam przed domem to "ogród") i czytałam książkę. Nad głową przelatywało mi dosyć sporo samolotów, no ale są wakacje więc to zrozumiałe. Ludzie uciekają. Spojrzałam w górę i wyobraziłam sobie, co dzieje się w środku tego samolotu, tam w górze. Pilot, który opowiada znajomemu, że wczoraj w Hiszpanii na lotnisku poznał pienną dziewczynę Drugi pilot zazdrosnym wzrokiem spoglądający na kolegę i myślący o swoich problemach z dziećmi i wiecznie złą na niego żona.  Stewardesa, która z niecierpliwością czeka na lądowanie, bo umówiła się z długo niewidzianym narzeczonym. Prawnik w delegacji, matka z dwójką krzyczących dzieci i jej śpiący obok mąż. Parka lecąca na cudowne wakacje. Paczka przyjaciół planująca dzikie imprezy w najbliższym tygodniu.  Starsza kobieta lecąca w odwiedziny do dzieci za granicą, modląca się by samolot się nie rozbił.
Mogłabym tak zgadywać i wymyślać jeszcze długo, ale poczułam wielką chęć ruszenia się z własnymi myślami gdzieś indziej. Zabrałam więc aparat i wskoczyłam na rower.
Powiem wam jedno.

Świat jest piękny. 

Cudowny! Zniewalający! Widoki na wsi są po prostu poetyckie. No kto by się nie zachwycał pagórkami porośniętymi cudownie zielonymi kępami niepielęgnowanej trawy? Albo widokiem żółtych pól na horyzoncie? Dlaczego zdjęcia nie oddają piękna rzeczywistego świata? No dobrze, MOJE nie oddają.

Czułam się taka szczęśliwa, że skręciłam z drogi i podjechałam do masywnego dębu rosnącego na środku pola. Podjechałam tam i przytuliłam to drzewo. Zapytałam go, co pamięta? Jaki Śrem, który rozciąga się na horyzoncie  pamięta? Przytuliłam ucho do pnia, zamknęłam oczy i starałam się nasłuchiwać, wyobrażając sobie. Drewniane domy ze słomą na dachu, odgłosy powozów konnych... Troszkę przeszkadzały mi samoloty i mijające mnie samochody. Swoją droga, ciekawe co ci ludzie sobie o mnie pomyśleli? No nie słyszeli mnie, ale ja przecież gadałam do drzewa?! No nie wstydzę się tego.Ono czuje tak samo jak my i stało się moim nowym przyjacielem.

Wracając byłam tak szczęśliwa, że szczerząc się sama do siebie jechałam slalomem w poprzek całej jezdni. ^^

I poczułam ochotę na chleba z zielonym ogórkiem. Takiegoż zrobiłam sobie na kolację.

Jaką ja jestem szczęściarą, że mogę sobie zrealizować wszystkie zachcianki :)

2014/06/22

Bukiet babeczkowy.

Stwierdziłyśmy ostatnio z moją przyjaciółką Agatą, że kwiaty stały się zbyt mainstreamowe. Dlatego też idąc na imprezę urodzinową w minioną sobotę postanowiłam stworzyć bukiet z babeczek. Pomyślałam też, że może ktoś z was również chciałby tego spróbować, ale nie wie jak się do tego zabrać.
Oto co robiłam, krok po kroku:
 
 Na początek uszykujcie sobie potzrebne materiały. Są to:
*babeczki(tutaj wybór i smak pozostaje otwarty na interpretacje)
*donica (ja moją znalazłam gdzieś na ogrodzie, ważne by nie była zbyt lekka, ponieważ jeśli nie wyważycie idealnie bukietu, może się on przewracać)
*długie wykałaczki
*plastelina
*gąbka do układania SZTUCZNYCH kwiatów (5zł w każdej kwiaciarni)
*coś do przystrojenia donicy

Oddzielamy sobie mały kawałek plasteliny.

 Nabijamy ją na wykałaczkę i uklejamy tak by przytrzymywała nam babeczkę na odpowiedniej wysokości.

 Nabijamy babeczkę, możliwie tak by z góry nie wystawała nam końcówka wykałaczki.

 Przygotowujemy donicę poprzez ucięcie odpowiedniego kawałka gąbki i umieszczeniu jej w donicy.

 Tak przygotowane babeczki wbijamy w gąbkę by uformować ładny bukiet.

 Możliwe, że będzie trzeba trochę przyciąć wykałaczki.


 Kiedy wszystkie babeczki zostaną już rozmieszczone, dodajemy ozdoby. Ja zdecydowałam się na 18 na druciku, ponieważ był to przezent na 18 urodziny.

 Oraz wykończyłam donicę różową wstążką ;)

Tada-aa!

Mam nadzieję,że mój pomysł się wam spodoba i sami spróbujecie obdarować kogoś takim nietypowym bukietem. Uwierzcie -mina jubilatki-bezcenna :)

2014/06/16

TO CREATE IS TO DESTROY

Chwilkę, no może troszkę dłuższą, temu odebrałam bardzo miły telefon, w którym zostałam poinformowana (właściwie przypomniano mi), że dzisiaj praktycznie rozpoczęły się Wakacje 2014!!!!!!!!!!!

<random excite dance>

Nadal w to nie wierzę, bo jakoś mam wrażenie, że za moment się okaże, że to dopiero luty i spadnie śnieg i ktoś się będzie ze mnie śmiał, że się nabrałam...

Ale nadal tak się nie stało więc Carpe Diem! ^^

Otrzymałam też dzisiaj, z życzliwości naszej kochanej Poczty Polskiej( szło całe 5 dni) prezent, który postanowiłam zrobić sama sobie z okazji tego, że będę miała we wakacje za dużo wolnego czasu. (Taaa, chciałabym) Otóż jest to książka (tak znowu kupiła sobie książkę WOW), dosyć mało, a właściwie wcale nie znana w Polsce. Może dlatego, że nie została przetłumaczona na język nasz kochany polski.

Keri Smith "Wreck This Journal".
Jest to książka, ale właściwie jej strony są prawie puste. Jeszcze. Założeniem Keri było to, by pomóc osobom, które nie dają sobie rady z utrzymaniem jednego porządnego dziennika (pamiętnika) i stworzyć razem coś niesamowicie kreatywnego.

Przyświeca nam hasło "To create is to destroy" Aby tworzyć, trzeba niszczyć.

Muszę się przyznać, że widząc zdjęcia dziennika myślałam, że ktoś sobie po prostu nakleił taśmą "zniszcz ten dziennik" na okładce, bo ma takie straszne tajemnice popisane, że nie chce żeby ktoś to widział. W ogóle nie łączyłam okładki z fotografiami wewnętrznych stron. A są to strony, na których jest napisane np. przyklej tutaj przypadkową stronę z gazety, lub zapełnij stronę kołami, albo stań tutaj: wytrzyj stopy w tę stronę, skacz w górę i w dół. Śmieszne co? Ale takie arcydzieła jakie ludzie stworzyli z tej jednej takiej samej książki są po prostu NIESAMOWITE!  Nie mam na to innego słowa: incRRRRRRedible!

Mam nadzieję, że mój Journal będzie równie niesamowity jak te z obrazków, które podziwiałam. Życzcie mi szczęścia. Kto wie? Może ktoś z was pomoże mi zniszczyć mój dziennik ^^

Oto kilka zdjęć z googli, żeby wam przybliżyć niesamowitość pomysłu.

PRZED I PO






2014/06/11

Nowy rozDZIAŁ.

Szybkie info.

Na urodziny dostałam od znajomych 3 książki z przepisami. Czy oni chcieli mi coś przez to powiedzieć? Pewnie się domyśle...

Postanowiłąm dzielić się z wami tym co udało mi się przygotować.  Przepisy na KOKTAJLE, CIASTECZKA oraz BABECZKI znajdziecie w linku Przepisy po lewj stronie bloga pod moim profilem, tuż nad polecanymi przeze mnie książkami.
Smacznego :)



Pierwszy koktajl już czeka ^^

2014/06/09

Sialalala-la eLeczka!

I to by było to. Właśnie za mną pierwsza jazda samochodem, tzw eLeczką. Jestem oficjalnie kolejnym irytatorem* na drogach!
Wychodzi na to, że chyba jednak będą ze mnie ludzie(w sensie kierowca).
Ogólnie rzecz biorąc to chyba nawet dobrze mi poszło. Nikogo nie rozjechałam! Instruktor też za dużo nie krzyczał, właściwie to były dosyć ciche 2h, zważając też na moje chore gardło.

 Zapominało mi się trochę o sprzęgle, ale to raczej każdemu nowicjuszowi (jak twierdzi pan instruktor) oraz jeśli chodzi o kierownicę, najwidoczniej za dużo pchałam i za mało ciągnęłam. Jeśli ogarniacie o co mi chodzi, kierowcy powinni :)

No i właśnie tym chciałam się z wami podzielić. Nawet się zbytnio nie denerwowałam, ale i tak w nagrodę polałam sobie trochę winiacza na osłodę ^^
Teraz czeka na mnie stos dat oraz Pascha z Szabatem. Tak - uczę się na religię, bo brakuje mi do paska.

Czy tylko ja uważam, że to dziwne?!
Mam nadzieję, że mi się uda :)





*Nie wiem czy takie słowo istnieje ale jakoś mi tu pasuje :)

2014/06/08

Back to the 50's

Aa-a-aa-apsik!!! Moje pierwsze słowa dzisiaj "rano" :)

I stało się. Wytańczyłam, wybawiłam i opiłam moje wejście w dorosłość i teraz osiemnacha pełną gębą ^^

Co do samej imprezy: było tak idealnie według mojego planu, że do teraz mam wrażenie, że to mi się tylko śniło.(no może pomijając fakt, że z początku na torcie byłam Kasią) A naprawdę impreza jak ze snu. Kiedy widziałam wszystkich znajomych i rodzinę stojących w kole i śpiewających mi sto lat, nie wiedziałam gdzie oczy podziać! Pomijając fakt, że miałam ochotę stanąć razem z nimi i śpiewać do nakrytego obrusem stolika... Tak kolorowo, tyle kropek! Jestem pod wrażeniem, podziwiam was i dziękuję, że przystaliście na moje dziwaczne fanaberie i na serio przeżyliśmy Back to the 50's. Moment składania życzeń kiedy weszliście na sale, dziewczęta pięknie umalowane w zwiewnych sukieneczka i faceci w skórzanych kurtkach MMMMmmm... Myślałam, że się rozpłynę z zachwytu.

Tej imprezy nie zapomnę do końca życia i bardzo liczę, że wy także jej nie zapomnicie:) Jeszcze raz dzięki dzięki dzięki :*

Pierwsza słitka w mojej fikuśnej fryzurce, której notabene i tak za bardzo nie widać. Musicie uwierzyć na słowo, że była fikuśna :)




I'm a Pink Lady! <3
Baaardzo wyszukana kolacja xD
Z najlepszymi :*
Moje sunie :*
A oto i cudeńko! Mmmmm <3
Tak jak wspomniałam- Kasia.

Ale jakoś sobie poradziłam :)
O! To zdjęcie jest śmieszne, ale widać na nim moją super kieckę :)
<3

PS. Za wszystkie prezenty również wielkie DZIĘKUJĘ!  Bardzo trafione i na pewno się przydadzą -.^

A na koniec:
 


:*