2014/02/24

I'm addicted to you!

Cześć, mam na imię Asia i jestem uzależniona.
Brzmi groźnie... Mówią, że przyznanie się do choroby to pierwszy krok w kierunku uleczenia. A co jeśli ja wcale nie chcę się wyleczyć? Ludzie miewają różne uzależnienia. Niektóre są nawet, w penym sensie... zdrowe. :) Moje chyba tak.

Jestem Asia i jestem uzależniona od książek.

To nie tak, że czytam i czytam kiedy tylko mam wolne pięć minut (tę fazę przechodziłam w gimnazjum:D), po prostu książki dają mi poczucie bezpieczeństwa. To tak jak, przy poważnym uzależnieniu od nikotyny, odpalanie jednego papierosa od poprzedniego. Muszę, no MUSZĘ coś czytać. Kończąc jedną książkę zaraz zaczynam drugą. Świadomość, że w każdej chwili mogę zagłębić się, w innej niż moja własna, historii "dodaje mi sił życiwych"(ale pojechałam...) Zawszę mam tę furtkę by uciec od rzeczywistości. Już nie potrafię aktualnie niczego nie czytać. Zawsze mam coś co rozpoczęłam i czeka, daje to poczucie bezpieczeństwa.
Miałam kiedys taki epizod, bodajże rok temu. Był piątek, popołudnie i właśnie skończyłam czytać pewną książkę (nieważnie jaką, w sumie to nawet nie pamiętam). Byłam wtedy na etpie, w którym przeczytałam już wszystkie książki, znajdujące się aktualnie w mojej małej biblioteczce. Jak już wspomniałam, był piatek nie miałam więc możliwości pójścia do biblioteki aż do poniedziałaku. Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Taka... bezsilność, zagubienie, nie miałam pojęcia co ze sobą począć. Próbowałam gazet i jakichś blogów ale w ostateczności wylądowałam czytając kolekcję bajek "Martynka"! Smutne. Tak, to już poważna choroba, ale... ja się z niej cieszę. Właściwie to jestem dumna. Dumna z własnego uzależnienia. No jakby nie patrzeć to jest bardzo pożyteczna choroba. Mało kiedy się nudzę i  mam wiele tematów do rozmowy, jesli ktoś zapyta o książki. Raz nawet przydało mi się to w wypracowaniu na języku polskim. Cytowałam jedną z przeczytanych książek w interpretacji obrazu. Nie wiem czy akurat to pomogło ale to była moja nalepsza praca :)
Okej, koniec przechwałek.
Ale tak serio. CZYTAJCIE ludzie! To jest fajne. :) A jeśli nie chcecie czytać to ja wam chętnie opowiem o jakiejś książce. Moja rodzinka i znajomi mogą potwierdzić, że mam strasznie irytujący nawyk do streszczania wszstkiego co czytam, przy pierwszej nadarzającej się okazji. ^^

Sama nie wiem ile już mam książek. Ale ciągle ich przybywa. Ostatnio bardziej bawią mnie wyprzedaże w ksiegarni niż... no gdziekolwiek indziej :)

2014/02/20

Don't worry be happy.

Co to dzisiaj był za dzień... Przesilenie wiosenne w lutym ;)
Ale od czegoś innego chciałam dzisiaj zacząć. Ostatnio zaczęło docierać do mnie, że jestem oskarżana(no dobrze, to może zbyt duże słowo) o bycie infantylną. Nie będę kłamać lekko mnie to zabolało. Najbardziej fakt, że mój entuzjazm jest postrzegany w ten sposób.
Od gdzieś 12 roku życia( mniej więcej w tym momencie przestałam rosnąć) mam niejako lekki kompleks niższości. Jak pewnie każdy zauważył ludzie są coraz wyżsi i bardziej pasowałabym chyba do średniowiecza. Ogólnie jestem nieśmiała z natury i do pewnego czasu, chyba do momentu rozpoczęcia edukacji w moim wspaniałym LO bardzo, a nawet strasznie, przejmowałam się opinią innych. Teraz jestem o wiele bardziej wyluzowana (tak mi się prznajmniej wydaje). To jak się zachowuję nie ma pokazywać, że na poziomie intelektualnym zatrzymałam się w pierwszej klasie gimnazjum. Ja po prostu czasem głupio się cieszę albo zachowuję bo mam wrażenie, że mogę czuć się swobodnie w danym towarzystwie.
Albo to jak piszę. Ten blog to dla mnie jak rozmowa. Taka trochę do szyby, w nadziei, że ktoś może się za nią chowa i przysłuchuje. Ozdobniki i głupie słowka to coś tak naturalnego... Ja tak rozmawiam z moją najlepszą przyjaciółką. I kiedy ona mi odpowiada nie wydaję to się aż tak dziecinne i głupie bo przyjaźń trwająca 16 już lat, mimochodem zatrzymała naszą relację gdzieś na poziomie przedszola, czyli podstaw. Bo to właśnie w przedszkolu się poznałyśmy.

Kiedyś przeczytałam zdanie, niestety nie przypomnę sobie teraz kto te mądre słowa wypowiedział (wiem, że były zamieszczone w moim szalonym rodzinnym kalendarzu z wydzieranymi karteczkami).  Cytat doradzał by nigdy nie stracić entuzjazmu dziecka. Ja bardzo do serca wzięłam sobie te słowa i boję się teraz, że opatrznie je wypełniam. Mam jednak nadzieję, że nie.

.
.
.
.
.
.
.
 Okej.Enough of the heavy. Wracając do przesilenia wiosennego. Chociaż czułam się dzisiaj jak przeżuta i wypluta to spędziłam naprawdę bardzo przyjemne 2h. Spacer po nigdy nieodwiedzanych uliczkach Śremu (który nawiasem mówiąc najprawdopodobniej ma dłuższą historię niż Ameryka ohh my God ohh my God...) czułam się jak turystka we, powiedzmy własnym, mieście. Jedząc do tego loda w LUTYM( plan był taki, żeby uraczyć się takim deserem na śniegu ale cóż) było... Bajecznie ^^

A na zakończenie ślicznego dnia zyskałam nowego, zielonego ( <3 ) przyjaciela, którego nazwałam Teomil.(historia imienia jest lekko dziwna więc ją pominę:D)

Słodziudki, prawda? *>*


PS. Mam zamiar jutro jechać do szkoły rowerem. Jak to mówi młodzież- Yolo!

2014/02/18

Dzisiaj.

Zaczynamy od piosenki, która siedzi mi w głowie od rana *>*


A więc to jest ten dzień. Jeszcze nie wiecie jaki dzień? Dobra, to trochę was pomęczę.
Dzisiaj mamy wtorek, 18 lutego, 2014 roku. Mamy dziś imieniny Szymona, Konstancji oraz Maksyma, a jeśli ktoś obchodzi w tym wyjątkowym dniu urodziny życzę wszystkiego co najlepsze! ;*

Z okazji tego jakże specjalnego dnia na obiad zjadłam dziś całe CZy naleśniki, biegałam przez ok.15 min oraz zrobiłam 200 brzuszków. Mówi wam to coś? Taaa, ale chodzi o coś zupełnie innego xD
Popijam właśnie kawkę i sama z siebie śmieję sie z tych dziwnych zabiegów, o których właśnie pisze. (trochę bez sensu, ale .... YOLO)
No to jak, zgadliście? :>
Ehh, nie marzyłam, że doczekam tego dnia. Jak pomyślę cooo jak robiłam ROK temu dzisiaj................
NO? Blisko?
Noo taak. Dzisiaj obchodzę okrągłą roczną ROCZNICĘ ZAŁOŻENIA TEGO BLOGA! hihi jupi! (Dobra to było nie potrzebne. Ale jeszcze formalnie dorosła nie jestem aż do maja więc.. Yolo- hihi jupi!)

Dokładnie rok temu 18 lutego, 2013 roku o godzinie równo 20.00 dodałam pierwszego posta. Owww I'm going to cry.... <wzruszenie>

Tak. Toby było na tyle z sentymentów i trzymania w napięciu. W dalszej kolejności aby uczcić ten wspaniały dzionek (wiosny w lutym) będę, co dla mojej klasy nie zdziwienie, czytać "Lalkę" Prusa. A do was moi lekturowi współziomkó: Trzymajcie się. DA MY RA DE!
Bo jak nie my to kto...?
Wkurza mnie już ta piosenka ale jakoś tak pasuję wszędzie...


PS. Postanowiłam zmienić imidż bloga. Jakoś tak nie to, że mi się ten pomarańcz opaczył ale może zachciało mi się wyglądać poważniej... (?)

Tciuruls!:*

2014/02/16

YOLO, jako odpowiedź na wszystko.

Jejku jaki leń!!! Ale dobra, daruje sobie, bo to mój drugi i ostatni dzień ferii w tym roku xD
 Ale cóż to? Asia nauczyła się jeździć na snowboardzie! Taki SWAGER! Moje umiejętności jak narazie oceniam na CZY z minusem, a z orczykiem nadal jestem na stopie wojennej (powoli się docieramy XD). Jednakże zważając na fakt, iż byłam na stoku 4 dni to i tak postęp jakiś zrobiłam! Zalicza się do tego mocno obite siedzenie i prawdopodomnie leciutko przestawiony bark... ale co tam! YOLO!!! <3

Ehh szkoda, że trzeba było się rozstać. Znów poznałam wielu wspaniałych ludzi i już tęsknie. Miło jednak wrócić do tzw. własnej rzeczywistości i przyjaciół, których też też ogromnie mi brakowało.  :*


Na koniec jedno z bardzo niewielu zdjęć tegorocznej zimy :)

A tak całkiem z innej beczki (no może z sąsiedniej piwnicy) zastanawiałam sie kiedyś... No bo ja bardzo lubie patrzeć. Zaraz? Kto nie lubi... Ale tak patrzeć i się przyglądać ludziom. Lubie uczucie bycia niezauważonej i się brzydko mówiąc gapić. Nie to, że jestem jakimś zboczeńcem, ale to tak jak na filmach pokazują zabiegi kamerą by lepiej pokazać postać, jej charakter i zachowania, tiki itp.
Otóż wracając do tematu. Zastanawiałam sie jak to wyglada kiedy ktoś mnie przyłapie na takiej kampie. I tutaj dochodzimy do prawdziwego sedna mojej dygresji. Poznałam w Grywałdzie osobę o niesamowicie onieśmielającym spojrzeniu. Za każdym razem gdy rozmawialiśmy, a nawet gdy stałam obok i ta osoba spojrzała się na mnie miałam ochotę schować się za firankę. Takie spojrzenie, własciwie zero mrugnięć. I to uczucie, że non stop mam coś na twarzy albo klauna w pudełku we włosach!  Nadal mam w głowie obraz tych ogromnych  oczu....

 YOLO! <3


PS. Dzięki za najlepszy Dzień Singla :*