2014/07/03

Poezja samotności.

Troszkę się zaniedbałam z blogowaniem. Niestety mój komputer jest na razie nie do użytku, więc wykorzystuje laptop mamy, kiedy tylko nadarzy się okazja.

A cóż to się działo?
-A wakacje.

 Chociaż szczerze to jakoś tego nie odczuwam. Jeszcze w tym roku nie miałam okazji wdziać bikini (chociaż nie wiadomo kiedy opaliłam sobie stopy do połowy :) Wszyscy dookoła pracują, a ja się sama snuje po domu, uczę do prawa jazdy i pożeram jedną książkę po drugiej. Listę mam długa, więc tego mi raczej nie przybraknie.
Tak samo dzisiaj. Siedziałam sobie na ogrodzie (tak przyjmijmy roboczo, że to co mam przed domem to "ogród") i czytałam książkę. Nad głową przelatywało mi dosyć sporo samolotów, no ale są wakacje więc to zrozumiałe. Ludzie uciekają. Spojrzałam w górę i wyobraziłam sobie, co dzieje się w środku tego samolotu, tam w górze. Pilot, który opowiada znajomemu, że wczoraj w Hiszpanii na lotnisku poznał pienną dziewczynę Drugi pilot zazdrosnym wzrokiem spoglądający na kolegę i myślący o swoich problemach z dziećmi i wiecznie złą na niego żona.  Stewardesa, która z niecierpliwością czeka na lądowanie, bo umówiła się z długo niewidzianym narzeczonym. Prawnik w delegacji, matka z dwójką krzyczących dzieci i jej śpiący obok mąż. Parka lecąca na cudowne wakacje. Paczka przyjaciół planująca dzikie imprezy w najbliższym tygodniu.  Starsza kobieta lecąca w odwiedziny do dzieci za granicą, modląca się by samolot się nie rozbił.
Mogłabym tak zgadywać i wymyślać jeszcze długo, ale poczułam wielką chęć ruszenia się z własnymi myślami gdzieś indziej. Zabrałam więc aparat i wskoczyłam na rower.
Powiem wam jedno.

Świat jest piękny. 

Cudowny! Zniewalający! Widoki na wsi są po prostu poetyckie. No kto by się nie zachwycał pagórkami porośniętymi cudownie zielonymi kępami niepielęgnowanej trawy? Albo widokiem żółtych pól na horyzoncie? Dlaczego zdjęcia nie oddają piękna rzeczywistego świata? No dobrze, MOJE nie oddają.

Czułam się taka szczęśliwa, że skręciłam z drogi i podjechałam do masywnego dębu rosnącego na środku pola. Podjechałam tam i przytuliłam to drzewo. Zapytałam go, co pamięta? Jaki Śrem, który rozciąga się na horyzoncie  pamięta? Przytuliłam ucho do pnia, zamknęłam oczy i starałam się nasłuchiwać, wyobrażając sobie. Drewniane domy ze słomą na dachu, odgłosy powozów konnych... Troszkę przeszkadzały mi samoloty i mijające mnie samochody. Swoją droga, ciekawe co ci ludzie sobie o mnie pomyśleli? No nie słyszeli mnie, ale ja przecież gadałam do drzewa?! No nie wstydzę się tego.Ono czuje tak samo jak my i stało się moim nowym przyjacielem.

Wracając byłam tak szczęśliwa, że szczerząc się sama do siebie jechałam slalomem w poprzek całej jezdni. ^^

I poczułam ochotę na chleba z zielonym ogórkiem. Takiegoż zrobiłam sobie na kolację.

Jaką ja jestem szczęściarą, że mogę sobie zrealizować wszystkie zachcianki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz