2015/12/14

Wampiriada

Przyjemnie jest mieć świadomość, że zrobiło się coś co może pomóc innym.


Tyle zawsze słyszałam o tym, że krwi w szpitalach brakuje. Ja jej mam pod dostatkiem 

więc postanowiłam sie podzielić. Idealnie się złożyło, że pomagałam przy akcji Wampiriada 


na UAM. Trochę się stresowałam, ale bardziej chyba tym, że nie będę się nadawała. Na 


szczęście udało się. Z głową odwróconą jak najdalej od igły ale pozostałam przytomna.


Dzisiejsza akcja cieszyła się dużym zainteresowaniem, jak widać studenci lubią pomagać :) Emotikon smile

Jeśli jeszcze nie byliście, a chcecie oddać krew krwiobus będzie stał jutro przed wydziałem 


fizyki na Morasku i w czwartek w Collegium Maius na ul.Fredry.

Emotikon smile
KAŻDA KROPLA SIĘ LICZY! Emotikon smile:)




Fajną nagrodą za oddanie krwi jest siatka słodyczy, które możesz zjeść bez wyrzutów sumienia. W tym osiem czekolad :)





2015/12/12

WYTARGAJ KSIĄŻKI. Zanim ktoś cię ubiegnie.

Wróciłam właśnie z CK Zamek. Wybrałam się tam, żeby wymienić książki, których ja nie chce na te, których już nie chce ktoś inny. Bardzo ciekawy pomysł, przyznaje. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Pierwsze uderzenie - ogromna kolejka przed wejściem. Nie był to w sumie pierwszy raz więc czemu się dziwić. Następne co zobaczyłam, po wymianie zawartości literackiej mojej torby na talonik z liczbą dziesięć, to tłum przyciśnięty do długiego stołu, na którym leżały książki różne, różniaste.
Rozumiem zainteresowanie i liczyłam się z lekkimi przepychankami, ale  najwidoczniej nie doceniłam poznańskich czytelników. Stałam już tak ze sporą stertą na ramieniu i przeglądając po raz piąty te same tytuły przede mną. Nie było to wbrew pozorom takie łatwe, bo jednocześnie walczyłam aby nie stracić tej uprzywilejowanej miejscówki. Zauważyłam wtedy, że przecież oni, tzn. obsługa tej imprezy, ciągle przeglądali te książki i dokładali do stołu. To dlaczego ja ich nie widzę? No właśnie wtedy zobaczyłam. Podchodzi pan z naręczem papierowych skarbów i przepycha się aby je odłożyć. Nie zdążył. To, co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Pięć osób stojących najbliżej dosłownie się na niego rzuciło i wyrywali mu te książki tak jakby były plikami dwustuzłotówek. Już wiedziałam dlaczego nic nowego nie znajduje. Do tego trzeba być drapieżnikiem, który szczęśliwie stoi obok tego magicznego pana i wyrwać sobie coś zanim cie ubiegną inni. Brak mi słów. W każdym razie. Coś tam mi się udało wygrzebać, ale niestety ze smutkiem dodaje, że zauważyłam jak jedna dziewczyna wychodzi z jedną moich ulubionych powieści. (Stałam przy niej przez chwile licząc, że może się rozmyśli, ale nic z tego)
Impreza fajna, ale chyba nie nadaję się do tego typu zabaw. Wybierając książki potrafię tak spędzić godziny. Poznawać każdą po kolei w skupieniu i  zastanawiać się czy do siebie pasujemy. Przeżuwam każdą powoli jak liście zanim zdecyduje się, że jestem gotowa je przełknąć. Nie przywykłam się szarpać i rozpychać. Nie jestem drapieżnikiem. Nie takim. :)

2015/12/02

Stop Hejtom.

Mogę się pokusić o stwierdzenie, że każdy z nas raz chociaż zetknął się z tzw. mową nienawiści. Mam tez ogólnie wrażenie, że więcej w dzisiejszych czasach nienawiści i złych wiadomości niż komplementów i radosnych nowin. Oczywiście mogę tu trochę hiperbolizować, ale powiedzmy sobie szczerze. Anonimowość jaką daje internet nie kusi raczej do obsypywania nieznajomych komplementami. Prędzej mając możliwość bezkarności obrzucimy kogoś mięsem niż go pochwalimy (za to wolelibyśmy być rozpoznawani). Fora internetowe, strony i portale zalewane są szeroko pojętym hejtem. I to dzieje się nie tylko w sieci, w końcu ściany budynków mogą w tym przypadku być swego rodzaju przodkami choćby wall'a na facebooku. Tam również młodzi gniewni zostawiają graficzny ślad po tym, co im na żołądku leży.

Widzimy to wszyscy. Walczyć z tym też możemy wszyscy. 

Brałam dzisiaj udział w warsztatach "HEJTSTOP" organizowanych przez NZS UAM. Sama, przyznam się, nie bardzo wierzyłam w skuteczność walki z tym zjawiskiem. Po dzisiejszym dniu nauczyłam się kilku rzeczy o tej walce. Nie należy na to pozwalać. Sprawmy, by nasz świat był dobry i radosny! Tak wiem, że to zabrzmiało jak słowa sloganu słabej kampanii wyborczej, ale przekaz był jasny.  
Wejdźcie na stronę i zapoznajcie się ze sposobami hamowania hejtu w sieci. To nie wymaga wielkiego wysiłku.:) A jeśli chcecie działać od razu, zapraszam na ostatnią część dzisiejszych warsztatów, na które trochę nie bardzo pozwoliła nam pogoda. Chodzi mi o zamalowywanie jednego z hejtów na poznańskich budynkach. Jeśli chcecie działać, albo po prostu z czystej ciekawości zobaczyć jak to jest malować po budynku weźcie znajomych i zróbmy coś aby pomóc miastu w walce z mową nienawiści. Informacja powinna pojawić się na wydarzeniu jeśli będziecie zainteresowani :) 

Raz jeszcze zachęcam: Nie dajmy się obrzucać hejtem i nie dajmy nim smarować innych. Jeśli widzicie komentarz, który kogoś obraża - kliknijcie zgłoś - to nie boli. Wręcz przeciwnie, możecie pomóc by nie bolało adresata tego hejta, bo być może  go nie przeczyta. 

***
Strony:

2015/11/29

Teatralne doznania.

Sobota minęła mi bardzo teatralnie.
 Z rana udałam się na wyprzedaż kostiumów do Teatru Muzycznego. Bardzo fajny pomysł jeśli spojrzeć na to przez pryzmat nadchodzącego karnawału. Osobiście uwielbiam przebierane imprezy, a nie każdy ma taką wyobraźnię i zdolności aby stworzyć coś samemu od zera. A nawet jeśli nie chcesz nic kupić, to kto by się oparł pokusie pogrzebania w teatralnych kostiumach, choćby tylko po to by sobie kilka po przymierzać :)
Nie nastawiałam się specjalnie na coś konkretnego, ale udało mi się zakupić nawet cały ciekawy kostium. Niestety nie wiem z jakiego jest przedstawienia.







Przymierzanie odbywało się w warunkach polowych czyli publicznie - czy się wstydzisz czy nie :)




Aby dopełnić teatralny dzień udałam się do CK Zamek na przedstawienie Studia Teatralne Próby "Bankiet" Witolda Gombrowicza. W samym zamku byłam dopiero drugi raz i cały czas się gubię, więc zajęło mi trochę czasu zanim znalazłam odpowiednia salę. Po serii labiryntów zobaczyłam grupkę ludzi więc zapytałam i okazało się, że trafiłam. Poczekałam jeszcze chwilę i kilka osób się ruszyło w kierunku wejścia, więc poszłam za nimi. Jeszcze trochę czekania - byłam jakoś w połowie kolejki, w każdym razie tak mi się wydawało. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam za sobą tłum. No można było się tego spodziewać, ponieważ na facebooku na wydarzeniu opcje wezmę udział zaznaczyło przeszło 170 osób, a i jeszcze ponad 200 było zainteresowanych. Kiedy w końcu nas wpuścili i zobaczyłam tę maluteńką sale zaczęłam się zastanawiać jakim cudem oni ich tu wszystkich pomieszczą? No właśnie nijak. Kiedy tak się zapełniło tak, że aktorowi zostało 20 cm sceny ktoś za to odpowiedzialny stanął w drzwiach i przeprosił ale niestety "nie wejdą państwo dzisiaj, zapraszamy w styczniu". Byłam w lekkim szoku jakie mam szczęście, bo nie tylko się dostałam, ale miałam jeszcze miejsce w pierwszym rzędzie :)
Sztuka lekko zagmatwana, ale spodziewałam się tego, to w końcu Gombrowicz. Kiedy wróciłam zapoznałam się bliżej z przesłaniem opowiadania i faktycznie aktorzy, w mojej opinii, świetnie je przekazali. W skrócie myślę, że pasowało to do przekonania, że kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się prawdą i tak w tym przypadku złe zachowania księcia tępo powtarzane przez dwór miały stać się dopuszczalne.
Jeśli ktoś z was był w nieszczęśliwej połowie, która nie weszła naprawdę polecam spróbować ponownie w styczniu, bo warto.

Ciekawy dzień,a tu jeszcze niespodzianka - kolejne przestawienie w tej samej sali. "Wielkie kazanie" Leszka Kołakowskiego. Monodram, w którym ksiądz wytykał zebranym wiernym (patrz:widownia), to, że oddają się szatanowi. Bardzo trafne spostrzeżenie moim zdaniem, gdyż faktycznie ludzie (nie mówię, że każdy) robią pobożne rzeczy nie dlatego, że tak trzeba, ale po to by ich Bóg po śmierci wiedział, że oni to robili i mieli u niego kolokwialnie mówiąc chody. Świetna gra aktorska moim zdaniem. Od samego początku ksiądz ten wydał mi się podejrzany choćby dlatego, że jego mowa ciała i "szalone oczka" nie pasowały do typowego obrazu klechy. Tak jak przypuszczałam nastąpił zwrot akcji i okazało się, że tak naprawdę był to diabeł. Powtarzał, że zło trzeba zwalczyć złem dlatego też on stał się zły, by pokonać diabła. Tutaj pojawia się błędne koło, ale autor dramatu odpowiada na to zdaniem, którego nie potrafię odnaleźć, ale chodziło o to, że należy w jednym dole stać aby ze sobą walczyć czy jakoś tak.  Diabelskie rozumowanie. Aczkolwiek sztuka również warta polecenia :)

2015/11/26

Studenci filmują.

Witajcie Kochani!
Jadąc dzisiaj tramwajem doznałam olśnienia. Gdybym nie była tak ściśnięta przez innych pasażerów to pewnie puknęłabym się w czoło. Zdałam sobie sprawę, że już od dwóch miesięcy mieszkam w Poznaniu i dosyć dużo się wokół dzieje, a ostatni post na bloga dodałam we wrześniu. Co się z tobą dzieje dziewczyno? 

Jako, że żyjemy w złotym wieku ekshibicjonizmu, który internet bardzo nam ułatwia postanowiłam, że zacznę dzielić się z wami moimi kulturalnymi przygodami. W końcu po coś założyłam tego bloga prawda? :) Jak mogłaś o tym zapomnieć...

Można powiedzieć, że pasjonuję się praktycznie każdą formą kultury, a mieszkanie w centrum większego miasta nareszcie ułatwiło mi do niej dostęp, także staram się chłonąć jak najwięcej. Nie będę zdradzać wszystkiego od razu, ale mam na oku kilka wydarzeń, w których chce wziąć udział i oczywiście mam zamiar się tym z wami podzielić :)  Bez zbędnych wstępów zaczniemy od dzisiejszego.

Szczęśliwie na początku roku udało mi się dostać do Kuriera Akademickiego, studenckiego programu informacyjnego. Jako niedoświadczona świeżynka na razie jestem w expresie czyli wydaniu ukazującym się wyłącznie na You Tube. Swoją pracą chcę zarobić na to, by przyjęto mnie do głównej redakcji. Do kolejnego odcinka razem z koleżanką z roku przygotowywałam materiał z Przeglądu Filmów Studenckich "Jedna Rolka" organizowanego przez Forum Kultury Audiowizualnej. Konkurs polegał na nadesłaniu filmu o dowolnej treści i formie mieszczącego się w maximum 11 minutach, ponieważ tyle trwała kiedyś jedna rolka filmowa. Po selekcji wybrano jedenaście filmów i wyświetlono je na dużym ekranie. A z nich jury wybrało zwycięzców. Również publiczność miała okazję wyrazić swoje zdanie przyznając nagrodę specjalną.
Śmiesznie się składa, (ale to połączenie bynajmniej nie było przypadkowe)że akurat również startowałam w tym konkursie z filmem zrealizowanym razem z grupą moich znajomych czyli moich najwspanialszych aktorów, którzy mnie zawsze dzielnie znoszą kiedy próbuje im wcisnąć kolejny projekt :)  Niestety nasz film nie przeszedł wstępnej selekcji i nie trafił do szczęśliwej jedenastki wyświetlanej na przeglądzie.
Pokaz odbył się dzisiaj w Nowym Kinie Pałacowym w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Były bardzo ciekawe tylko szkoda, że godzina taka trudna, bowiem odbywało się to w południe, więc ciężko było zabrać znajomych, którzy mieli np. w tym czasie zajęcia. Jednakże pomysł bardzo ciekawy i mam nadzieję, że za rok będzie jeszcze bardziej dopracowany oraz, że niedługo pojawi się więcej tego typu inicjatyw dla studentów :)

Nie mam się w sumie co rozpisywać tylko po prostu zaproszę was na kolejny odcinek Kuriera Akademickiego Express, który powinien wyjść w przyszłym tygodniu. Nie omieszkam udostępnić linku oczywiście :)

Na koniec zapraszam do obejrzenia mojego dzieła. Może chociaż wam się spodoba :) A jeśli nie, jestem chętna przyjąć każdą konstruktywna krytykę. Podkreślam KONSTRUKTYWNĄ, bo jeśli ktoś się nie zna i  napisze mi tylko, że się nie nadaje, bo wyszło głupio będzie mi tylko niepotrzebnie przykro, a i nic się po tym nie nauczę :P
Zapraszam do komentowania i do zobaczenia mam nadzieje niedługo i bardziej regularnie :)





2015/09/08

Niesprawiedliwa niesprawiedliwość.

Nie da się nie zauważyć, że ta cała sprawa z emigrantami zaczyna robić się parząca. W internecie krążą wiadomości, filmy i zdjęcia o zabarwieniu raczej negatywnym. Staram się być wierną przekonaniu, że każdy człowiek, niezależnie od pochodzenia, koloru skóry czy wyznania ma takie samo prawo do życia, tak jak jemu się podoba, ale najwyraźniej jestem w mniejszości. Szczerze? Nie ma chyba na świecie religii, która byłaby choć trochę tolerancyjna dla innych.Tak wierzcie w co Wam się podoba, przestrzegacie praw, które uważacie za słuszne.
Ale nie potępiajcie innych, tylko dlatego, że ich prawa i wiara się od Waszych różnią. 

Właśnie obejrzałam ten filmik, udostępniony przez mojego znajomego na portalu społecznościowym.
http://m.demotywatory.pl/4545464

Jestem przerażona. Nie, zdruzgotana. Właściwie nie wiem jakim słowem opisać swój stan po tym, co tu zobaczyłam.

Muzułmanie wygnani z własnego kraju, przyjęci przez życzliwość Rządu angielskiego, wyzywający organy władzy tegoż kraju i osądzający innych jego mieszkańców. Co złego jest w tym obrazku?

Ci ludzie chcą żyć tak jak im nakazuje ich BÓG. Inni ludzie mieszkający w tym samym mieście, tak jak im nakazuje ich BÓG. Po co się nawzajem porównywać? Do czego to prowadzi?

W obliczu wojny, podczas której powinniśmy się jednoczyć jako dobrzy ludzie przeciwko innym ludziom, którzy wybrali złą drogę, wyzywamy się i kłócimy o to, kto w mniemaniu innych wygląda jak większy grzesznik, a kto mniejszy.

Nigdy nie osądzałam wiary innych. W ogóle staram się unikać takich tematów jak wyznanie czy polityka, bo wiem, że to najbliższa droga do kłótni. A tak nie powinno być! Powinniśmy nauczyć się szanować wybór innych, ich gusta i preferencje.

Kropla W Morzu.
Tyle znaczy moje słowo wobec świata. Gdzieś kiedyś usłyszałam takie mądre zdanie: Jeśli chcesz zmienić świat, musisz zacząć od samego siebie. Proszę, nie osądzajmy się nawzajem, POMAGAJMY SOBIE. I jeśli ktoś Wam pomaga, np. przyjmuje do swojego kraju, abyście mogli żyć w spokojnie, daje wam pomoc materialną, nie osądzajcie Go tylko dlatego, że Jego BÓG nie nazywa się tak samo jak Wasz.

Odpowiadaj zawsze sprawiedliwością na niesprawiedliwość. A nie na odwrót. Tak chyba kiedyś powiedział BÓG. Serio, nie mam zamiaru obrażać żadnego wyznania, ale nie ważne który. Ważne, by to dotarło.

Szczerze mam nadzieję, że dotrze. Podoba mi się moje życie i nie zrobiłam nic złego dlatego nie chce by zostało zniszczone tylko dlatego, że komuś przyjezdnemu nie spodoba się moja "za krótka spódniczka".

2015/09/06

Girl and the City: Part 1

Właśnie spędziłam po raz pierwszy weekend w nowym mieszkaniu. Przyjechałam w piątek wieczorem obładowana po zęby ciężkimi torbami, przestraszona, że mogę zgubić  się po drodze do mieszkania. Nie byłam pewna czy w autobusie dam radę kupić bilet, a za późno już było biegać z tym bagażem i szukać kiosku. Zapytałam się pani na przystanku ale nie umiała mi odpowiedzieć. Pełna obaw stałam tam tak, cichutko ale chyba musiałam wyglądać na przestraszoną, intensywnie myśląc, coż pocznę jeśli faktycznie nie kupie biletu! (o nie czyż bym musiała "na gapę"...) Przyglądałam się nadjeżdżającym autobusom i czaiłam czy w środku jest automat. W tym był, a w tamtym nie, jaką mogę mieć gwarancję, że akurat w moim się trafi?
Stałam tak i widziałam chłopaka, który słyszał jak pytałam się w tej sprawie tamtej pani. W pewnym momencie spojrzał, uśmiechnęłam się, chyba nadal lekko scykana. Wtedy on po prostu podszedł i zapytał jakiego potrzebuje biletu. Odpowiedziałam mu, a on wręczył mi swój i odwrócił się w kierunku właśnie odjeżdżającego autobusu. Sięgnęłam po portfel by oddać mu za wartość biletu ale tylko machnął ręką i wsiadł. Zdążyłam jedynie podziękować.

Całe życie mieszkam na wsi i czasem przebywam w niezbyt dużym miasteczku, więc gdy przyjechałam do dużego miasta spodziewałam się, że ludzie będą raczej przewracać oczami kiedy o coś zapytam, a tu taka miła niespodzianka.

Jeśli mój wybawca to czyta, co zdaje sobie sprawę, jest mało możliwe, to chciałam raz jeszcze podziękować. Naprawdę uratowałeś mi tyłek, bo w moim autobusie akurat nie było biletomatu :)

2015/07/25

Psychizacja krajobrazu.

Wiecie co to takiego psychizacja krajobrazu? To taki zabieg w literaturze i filmie, dzięki któremu można poprzez np. pogodę pokazać odczucia wewnętrzne bohatera. Po prostu dzikim zbiegiem okoliczności kiedy bohater jest smutny pada deszcz, a kiedy przydarza mu się coś miłego świeci śliczne słońce. Trochę to naciągane gdy się na to patrzy lub o tym czyta, ale to jest możliwie. O tak. Przekonałam się o tym dzisiaj.
Chciałam pojechać w jedno miejsce, ale nikomu nie pasowało więc stwierdziłam, że wybiorę sie sama- czemu nie?
Niestety, zaczął padać deszcz. Wyjeżdżając z domu miałam dziwne uczucie, że może coś pójść nie tak, ale jechałam dalej. Kiedy dojechałam na miejsce i wydałam dyche na parking okazało się, byłam zbyt roztrzepana, by dokładnie wszystko sprawdzić i okazało się, że pomyliłam lokalizację. Było już za późno i nie miało sensu szukanie tego miejsca, więc jedyne co mi pozostało to wrócić. W depresyjnym nastroju wracałam w strugach deszczu do pustego domu. Miałam mieć plany na popołudnie, ale też nie wypaliło. Siedziałam smutałam, a za oknem dalej deszcz. Kiedy nagle okazało się, że mogę spotkać się z koleżanką wieczorem i nie pozostaje mi perspektywa siedzenia samemu i oglądania niczego  telewizji, ucieszylam się oczywiście. I co wydarzyło się w tamtym momencie? Tak. Wyszło słońce! Normalnie nie wierzyłam w to co widzę. Głupie, ale prawdziwe. Czyli jednak ta psychizacja nie jest aż taka naciągania :-)
Moja rada na dziś -jeśli masz przeczucie SłUCHAJ SIĘ GO. Nie od parady nazywa się to szóstym zmysłem. On może Ci pomoc. ^^
Inaczej możesz wydać 10zł, zmarnować benzynę i 2godziny. Tak tylko mówię ;)

2015/07/11

Nie ma jak dobry "melanż".

Wiecie jak to jest, kiedy czyta się dobra książkę i wiesz, że jest późno, ale zostało ci tylko kilkadziesiąt stron do końca i nie ma w niej rozdziałów, żeby zmusić się do pałzy? Ja tak miałam wczoraj.
Wróciłam z pracy poźno, bo o 22. Byłam pewna, że momentalnie zasnę, ale tak jak to robiłam cały tydzień w wolnej chwili, sięgnęłam po książkę i zaczęłam czytać. Czas leciał, strony się przewijały, a ja wcale nie czułam zmęczenia. Potem moja mama poszła spać. W nocy wócił mój tata z pracy, a ja dalej czytałam, bo precież zostało mi kilka stronek. Nie powiem troszkę mi sie rozmazywał wzrok, ale jako tako spać mi się nie chciało. Dziwne trochę.
No więc dobrnęłam do końca i z uśmiechem( zakończenie bardzo mi się podobało) wstałam i spokojnie odłożyłam książkę na półkę. Wtedy podniosłam wzrok na okno dachowe. Na jasno niebieskie okno dachowe. Nie czarne, jasno niebieskie. Chwile mi to zabrało aby ogarnąć, że jest już jasno. Pobiegłam do zegarka i okazało się, że jest 4.23 rano! Zaśmiałam się na głos sama do siebie i udałam się do łazienki.
Nie czułam sie zmęczona, ale i tak postanowiłam położyć sie spać w końcu.
Z uśmiechem na twarzy, jak po badzo udanej całonocnej imprezie.
Czytając książkę można przenieść się w inne miejsce, z którego wcale nie ma się ochoty wracać. Cieszę się, że mam możliwosć tego doświadczyć kiedy tylko mam ochotę. I bardzo szczerze polecam :)

2015/06/13

Shake it off!

Znacie to uczucie, ten moment w  życiu kiedy macie dużo czasu i możecie praktycznie zrobić wszystko co wam się podoba? Żadnych zobowiązań terminów, nauki... To właśnie dzieje się w moim życiu. W tej sekundzie. Tyle, że chce robić wszystko, mam cały wolny dzień i hulaj dusza itd. ale. Ale wiem, że wieczorem idę do pracy, moja najlepsza przyjaciółka jest dwa tysiące pięćset piętnaście kilometrów stąd, większość znajomych coś robi, a ja nie lubię siedzieć sama na słońcu, a jedyna rzecz o jakiej myślę to wyjazd na wakacje na które muszę czekać jeszcze dwa tygodnie. Chce coś zrobić, ale nie chce. ( No co, jestem kobietą.)
No wiec siedziałam tak sobie przed komputerem w moim zimnym domu i zaczynałam się załamywać, bo nie wiem co ze sobą zrobić i chyba zaczęłabym zaraz płakać.

Jednakże wpadłam na genialny pomysł.

Ruch pomaga na wszystko, zapamiętajcie to sobie.

Pogłośniłam wiec muzykę i zaczęłam tańczyć. Ok, może taniec to za dużo powiedziane w tym przypadku. Nie skromnie uważam się za dość dobrą tancerkę, ale gdybym zrobiła to co właśnie zrobiłam publicznie zdecydowanie wszyscy by uciekli. Zdecydowanie.

Ale wiecie co? To było tak przyjemne! Po trzech czy czterech piosenkach leżałam na dywanie uśmiechając się i dysząc ze zmęczenia i już myślałam, że nigdy nie przestane takie to było fajne! Właśnie wtedy puścili piosenkę Eweliny Lisowskiej i wszystko opadło....
Anyways!

Moja rada dla wszystkich, którzy znajdą się w tak trudnej do zdefiniowania emocjonalnie sytuacji :

TAŃCZCIE!
No może nie koniecznie do rytmu albo w ogóle do ludzi, ale ruszajcie się tak jak wam to sprawia przyjemność. Albo ŚPIEWAJCIE, cokolwiek. Wyraźcie się jakoś. Sami dla siebie. Mam sprawdzone info, że to naprawdę działa ^^

BTW.
Szacunek dla was ludzie, którzy potrafią przybić gwóźdź do ściany. Serio, szacunek. Najwidoczniej to nie jest takie proste na jakie wygląda.

2015/05/31

Takie jedno miejsce.

Jak to mówią - nie ważne gdzie ważne z kim.
Na pewno każdy z nas ma takie miejsce, które kojarzy mu się tylko dobrze. Zakładam, że raczej nie jest to szkoła czy poczekalnia w przychodni. Anyways... Ja mam takie miejsce chociaż, to nie miejsce samo w sobie  jest na tyle magiczne, co ludzie z którymi się tam spotykam i tworze wspomnienia. Jak pewnie zauważyliście(bystrzaki)w poprzednim poście - lubię utrwalać wspomnienia w krótkiej i przystępnej formie i chwalić się nimi w internecie. Cóż po coś założyłam właściwie tego bloga. Nie no nie tylko dla tego. Aczkolwiek mam dla was kolejny film. Tym razem wgląd w spokojne życie tzw. szlachty polskiej, która to się jak wiadomo najlepiej bawi. ^^

Także bez zbędnego owijania w bawełnę oto przedstawiam wam moją małą Arkadię...


2015/05/27

Powrót zza krat


FREEDOM!  LIBERTÉ! SVOBODA! LIBERTAS! WOLNOŚĆ!


Co to ja... A. Już napisałam MATURĘ!
Szczerze? Wbrew oczekiwaniom nie leżę i nie pachnę przez całe 24... Mam tak napięty harmonogram, że ledwo wyrabiam. Nareszcie mam czas na realizowanie pasji, a mam ich trochę za dużo na raz chyba.
Tak żeby was nie zanudzać od początku. oto próbka jednej z nich i wspomnienie minionego weekendu ^^





Na koniec BIG dzięki dla ekipy z wehikułu nr 33!

2015/04/03

Ludowe Pisanki.

Witajcie kochani! Ja tak tylko na chwilkę znad książek nos wysuwam, żeby życzyć Wam Wesołego Jajka!(czy dla Was też to brzmi tak jakoś nie tak?) I mokrego Dyngusa( byle pogoda nie chciała z nami szaleć deszczem ...) I w ogóle wszystkiego wszystkiego najszczęśliwszego!!!

Z okazji tego, że mam tak fajnego nauczyciela historii, który skutecznie zajął mi czas na te ferie świąteczne nie mam zbyt wiele czasu.

Pozdro dla Pana Grzesiaka ^^


Ale kiedy wpadałam wczoraj na Weheartit.com na taki pomysł na pisanki postanowiłam podzielić się z Wami rezultatem mojego eksperymentu.



Przygotujcie sobie: 

* Ugotowane jajka


*Jakieś pojemniczki wypełnione wodą z barwnikiem spożywczym. Ja używałam Dr. Etcera w płynie, ale szczerze mówiąc w burakach pewnie było by ładniej :) 




*Liście, różne kształty jakichś roślinek, które płasko pokryją powierzchnie jajka. Próbowałam też z 
koronkową skarpetką.



*Skarpetki/pończochy/rajstopy -co tam macie.


*jakieś gumki do zabezpieczenia. 



Montujemy całość o tak:


I wkładamy do słoika:





Odstawiamy na jakiś czas. U mnie trwało to gdzieś tak  1,5 h.

Wyszło mi różnie.


Zielony listek ładnie, ale trochę za słaby barwnik.


Czerwony to mój faworyt :)


Z koronką niestety poległam. Jeśli macie okazję może wyszłoby z gotowanym barwnikiem, który bardzo szybko zabarwi i koronka nie przesiąknie.


Kompletnie za to odradzam Tuję. Zbyt gruba i jajko nie ma wcale wzoru, jedynie lekką żółtaczkę od barwnika.


Bardzo mi się jednak podoba jak to wyszło. Tak... ludowo :)





***

A to moja Księżniczka Na ziarnku Grochu :)



2015/02/20

Kierowca Bombowca

Jak miło jest znaleźć się w piekle i móc czekać w poczekalni :)

Byłam tam wczoraj, Dwie godziny na tyłku, na twardej ławce z sercem w gardle, bo moja najlepsza przyjaciółka zdawała na prawko. Mówię wam, jeśli myślicie, że kiedy sami zdajecie jest nerwowo, to weźcie czekajcie na kogoś innego ...
Jeszcze obok mnie usiadła jakaś mentalnie nie do końca zdrowa osoba. Przez całe 2 h (tak WORD miał dwie godz poślizgu, egzamin z 11 zdawało się po 13) gadała do siebie tak zestresowana, że myślałam, że zacznie płakać. Z początku tak tylko mamrotała, ale z każdą kolejną minutą coraz mniej się przejmowała i mówiła całkiem głośno. W pewnym momencie tak się o coś zapytała, że odruchowo odpowiedziałam "Słucham?", odwróciłam się do niej, a ona tempo wpatrzona w ekran. Aż mnie ciarki przeszły. Już kilka razy chciałam jej zwrócić uwagę, ale nie chciałam robić afery, myślałam, że sama przestanie. Ale tak się nie stało. Mogłoby się wydawać, że zależy jej bardzo na osobie, za którą czeka. Tyle, że jak już ta osoba zdawała manewry na placu, to moja niezdrowa sąsiadka zaczęła przeklinać i wyzywać dziewczynę o dup i innych nieporadnych. Modliłam się wtedy, żeby dziewczę już wyjechało albo lepiej nie zdało i niech obie idą ... Wiem, że nie ładnie z mojej strony... Ale w pewnym momencie zaczęło mi się udzielać!

W każdym bądź razie MOJE dziewczę wkroczyło do grona odpowiedzialnych dorosłych i nareszcie oszczędzę trochę na benie.
Brawo Mała :*

PS. Tak wiem, że to ja przynoszę szczęście ;*

2015/02/02

Hakuna Matata na autopilocie umarło.

Od wczoraj słońce zaczęło się trochę uśmiechać zza chmur. W momencie, w którym przebiło się przez zakurzone szyby sędziwego budynku mojego liceum uświadomiłam sobie, że od stycznia jestem właściwie na autopilocie. Przypomniałam sobie jak w pierwszej klasie nie miałam samochodu i czekałam na autobus czasem po 2h siedząc w restauracji przy kawie i czytałam książki. Brakuje mi tego spokoju, jaki panował wtedy w mojej głowie. Nie spieszyłam się. Teraz moim Bogiem jest matura, która jest bardzo srogim Bogiem i nie daje moim myślom spokoju. Nawet teraz. Słońce zachodzi, ja leże w łóżku i jedyne co zajmuje moją uwage to nastrojowa muzyka i mruczący mi do ucha kot. Ale coś psuje ten piękny obrazek. Dookoła mnie leżą książki i marszczą się z oburzenia, że ich nie czytam. Że nie ucze się na jeden sprawdzian, na kolejny, nie czytam lektury, nie powtarzam do matury z angielskiego, polskiego, historii, matematyka depcze mi po głowie.
Z pozoru jest to spokojne popołudnie, cisza, relax. Ale wewnątrz toczy się wojna sumienia i strachu.

Tęsknie za życiem zgodnie z filozofią bohaterów dzieciństwa. Hakuna Matata.

Hakuna Matata nie istneije w świecie dorosłych.

Hakuna Matata umarło.

Mówią, że kreatywny dorosły to dziecko, które nigdy nie dorosło.

Mam nadzieje, że po wakacjach moje dziecko zmartwychwstanie.

Że moja Hakuna Matata zmartwychwstanie.

I znowu życie będzie takie jakie być powinno.

Takie jakie sama sobie zaplanuje.

2015/01/07

Pierwszy poniedziałek roku czyli środa.

Ehhhghhhh. Co.... Już 7 styczeń? Jak dla mnie to 2, bo 1 trwał jakieś 6 dni... Tak jak się nad ranem położyłam spać to obudziłam się chyba we wtorek wieczorem.

Niby fajnie, że przerwa i wgl wolne, odpoczynek- te sprawy. Jednakże fakt, że kiedy już odeśpimy kaca na noworoczne postanowienia mamy piątek, a potem weekend to raczej nie motywuje do działania. Chyba, że jesteście ambitniejsi ode mnie, czego szczerze życzę.
Ja zaczęłam nowy rok (patrz pierwszy poniedziałek czyli środa czyli 7) z grubej rury wstając pół godziny wcześniej niż zwykłam do tej pory i mam zamiar z rańca uczyć się do matury! Zobaczymy jak długo wytrzymam :)

Nowy rok to nowe wyzwania, nowe szanse, miejmy nadzieje wśród starych znajomych. Czasem bywa niebezpiecznie... Dzisiaj mi chodzi po głowie ta piosenka, pewnie dlatego, że rano dali ją w RMFie, wydaje mi się, że pasuje. :)