Oddam odchowanego, dorodnego, życiowego Pecha w dobre ręce.
Dzisiejszy dzień był zabawny ale nie koniecznie szczęśliwy. Wyobrażacie to sobie? Rozlała mi się nieodkręcona woda mineralna prosto do plecaka i zalała nowiusieńką, raz użytą, książkę do języka polskiego! Tak, tak wiem trageeedia....xD Bardziej się martwiłam moim egzemplarzem "Teorii bezwzględności" Beaty Pawlikowskiej, która niestety też lekko ucierpiała. Ale od początku.
Zapakowałam do plecaka świeżuteńką, dopiero co wyciągniętą ze zgrzewki butelkę wody, mililitrów 250. Szczęśliwym trafem większość książek zostawiłam w szafce, ale zrobiłam wyjątek i zabrałam ze sobą, czego zwykle nie robię, książkę od polskiego. Na informatyce byłam tak zaaferowana przegrywaniem w pasjansa, że nie zauważyłam niczego szczególnego. Po dzwonku idę sobie korytarzem i patrze! Mokry plecak aż kapie. Otwieram go a tam wszystkie książki mokre, butelka zakręcona ( nakrętka serio była nie naruszona ale lekko odgięta - nie mam pojęcia JAK!?), a ponad połowa zawartości tej butelki, bynajmniej nie tam gdzie jej miejsce.
Ha. Najzabaniwiejsze jest to, że książeczka która miała jako tako najmniejsze znaczenie w tym momencie, a mianowicie mój kalendarzyk, był kompletnie suchy! Taa... Skończyło się na tym, że po szkole prasowałam książki żelazkiem.
Wniosek: nie zmieniajcie przyzwyczajeń 13 dnia miesiąca(nie to żebym była przesądna ale.) Ja tak zrobiłam i nie skończyło się to zbyt dobrze. x.x
Na dodatek, jakby mało mi było dzisiaj do śmiechu, taka oto sytuacja:
Piwnica szkolna, korytarz między szafkami, dosyć ciemno. Idę sobie jak gdyby nigdy nic, zajadając marchewką z jabłkiem. Myślami byłam chyba gdzieś w Rumunii zachodniej... (Moje koleżaneczki zastrzegały się później, że nawet głośno o nich mówiły, ale ja nic takiego nie pamiętam.) Tak wiec idę, jem, a tu nagle z ciemnego zaułka wyskakuje dwóch chłopaków i krzyczą BUUU!!
Tak się wystraszyłam, że aż podskoczyłam i krzyknęłam. To raczej normalna reakcja, ale zważając na fakt, że to Ja, podłoga w tym miejscu oczywiście bardzo śliska, a moje buty także przyczepnością nie grzeszyły, wylądowałam na ... no na tyłku.
Ja leże, dziewczyny się śmieją, ludzie patrzą co się dzieje, przestraszacze przybijają sobie piątkę, marchewka z jabłkiem leży mi na kolanach, nie w pudełku rzecz jasna.
No ja rozumiem, że to musiało baaardzo zabawnie wyglądać z pozycji stojącej. Z mojego punktu widzenia trochę bolało. Ale co mi tam, kolejna cudowna gleba na mojej liście - Checked! ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz