Pada śnieg, pada śnieg, dzwonią dzwonki sań... Stop. Wróć, co? Jest 30 kwietnia, tak? Wiosna trwa, Wielkanoc i wgl? To co robi śnieg za oknem ?!?!!?!!?
Świat zwariował...
Tak czy inaczej, życzę wszystkim WESOŁEGO JAJKA ! Na śniegu. :)
Hhahahahahha! To smutne.
2013/03/29
2013/03/27
Home Sweet Home...
A co gdyby ktoś zapytał Cię jakie jest idealne miejsce na Ziemi, żeby tam zamieszkać? Trudne pytanie prawda. Ale też nie koniecznie. Mnie by było trudno się określić. Jestem typem człowieka który mógłby mieszkać wszędzie, a jednocześnie mam ogromny sentyment to mojego doczesnego domu więc przeprowadzka napawa mnie raczej strachem niż ekscytacją.
Ale gdybym miała wybierać było by takich miejsc kilka.
Urocze poddasze w centrum Paryża z widokiem na wieżę Eiffla.
Mieszkanie w ceglanym bloku na Brooklynie, takie z schodami pożarowymi.
Słynne mieszkanie w Londynie lub Nowym Yorku, gdzie mogłabym siedzieć na schodach z kawą czytając gazetę, lub iść wypuścić psa w kapciach i piżamie.
Albo taki wysoki apartamentowiec w którym pracuje miły pan dozorca łapiący taksówki swoim mieszkańcom ;) (wiem naoglądałam się za dużo amerykańskich filmów)
Marzy mi się też ciche przedmieście gdzieś w USA, gdzie wszyscy sąsiedzi się znają i pożyczają sobie cukier, a na ulicach wszystkie dzieciaki wspólnie się bawią jeżdżąc na rowerach lub kręcąc hula-hopem.
Podobają mi się także romantyczne kolorowe uliczki Wenecji.
Lub malownicze Greckie kamienne domki, które na pierwszy rzut oka są wszystkie takie podobne ale każdy z nich inny, wyjątkowy. Podoba mi się jeszcze ten ścisk, jak na korytarzu w moim LO.
Mogłabym zamieszkać w starym domu w Toskanii, jak we filmie Audrey Wells "Pod słońcem Toskanii".
Zawsze marzył mi się też stary zamek bądź pałacyk z ogrodem i mnóstwem dziwnych przejść i starociami na strychu. Chciałabym móc szperać w starych listach i przymierzać stroje z przed kilku dekad. Pójść do ogrodu i tak po prostu położyć się na trawie, czuć jak zielone źdźbła łaskoczą moją skórę a słońce nagrzewa twarz i włosy. Poczuć zapach ziemi, leżąc na tym naturalnym dywanie i oglądać uciekające chmury.
Czasem mam tez ochotę witać dzień widokiem falującej wody, więc dom nad morzem lub oceanem z ogromny panoramicznym oknem w sypialni z wyjściem na plażę. Cały biały w wystroju *.*
Lub nad jeziorem z własną mała przystanią po przeciwnej stronie od kąpieliska bym mogła leżeć na trawie w ciszy i przyglądać się szumowi mieszczuchów na plaży.
Mam wiele wymarzonych domów. Jest jednak jedno, co je wszystkie łączy. Każdy z nich wyobrażam sobie z takim specjalnym miejscem. Pokojem tylko dla mnie i moich myśli, a mianowicie biblioteką. Ale nie takim jakiś regałem z Ikei, nie. Byłby to pokój zapełniony książkami pod sufit, bym mogła dotrzeć do nich jedynie po takiej dziwnej jeżdżącej drabince(jeszcze nigdy nie widziałam takiej na żywo, ale od zawsze mi się marzyło, żeby się po niej wspiąć - tak, wiem jak to brzmi^^) Chce żeby wszystko było w starym ciemnym drewnie, by stał tam ogromny, wygodny fotel, w którym będę mogła zasiąść z ulubiona książką w ręku i czytać. Lub tak po prostu posiedzieć i pomyśleć.
Tak naprawdę w życiu nie dążę do sukcesu w karierze czy opanowania świata. Na dzień dzisiejszy moim marzeniem, celem do którego dążę jest właśnie ta biblioteka- przestrzeń dla mnie. I wiem, że gdy nareszcie usiądę w tym fotelu, w moim domu, w moim osobistym sacrum- osiągnę sukces, spełnienie. I wtedy będę w pełni szczęśliwa.
Jak na razie jestem na etapie kompletowania księgozbioru xD
Jeśli tam jesteście, chciałabym poznać wasze cele i marzenia ^^
Na czym Wam najbardziej zależy ? Piszcie proszę w komentarzach ;)
2013/03/24
Nie na temat, czyli coś dla ciała dla odmiany.
Niby, nie jest to blog z poradami kosmetycznymi ale: wypróbowałam dzisiaj domowej roboty PEELING KAWOWY ;)
Polecam, polecam, polecam ^^
Ciałko mam gładkie jak niemowlak, hihi.
A oto przepis :
-3 kopiaste łyżki kawy
-Odrobina wrzątku(tak aby zrobiła się papka)
- 3 łyżki oliwki dla niemowląt
- łyżka cynamonu
Wszystko razem zamieszać i wcierać w ciało. Na koniec spłukać i wysmarować ciało balsamem lub kremem.
Bałagan niesamowity, ale efekty również :D
Polecam, polecam, polecam ^^
Ciałko mam gładkie jak niemowlak, hihi.
A oto przepis :
-3 kopiaste łyżki kawy
-Odrobina wrzątku(tak aby zrobiła się papka)
- 3 łyżki oliwki dla niemowląt
- łyżka cynamonu
Wszystko razem zamieszać i wcierać w ciało. Na koniec spłukać i wysmarować ciało balsamem lub kremem.
Bałagan niesamowity, ale efekty również :D
2013/03/21
Pierwszy... Nie. Kolejny dzień depresji.
I tak mija nam 21 marca, kolejny dzień zimy. Pierwszym dniem wiosny tego nieporozumienia nie mam zamiaru nazywać.
NIEfajne.
Ludzie są okropni. Może to ta zima tak na nich działa, choć nie sądzę by był to jedyny powód. Tak mi się jakoś wydaje, że choćby 50 lat temu, ludzie byli milsi. Schodzimy na psy... Nie obrażając psów oczywiście. Dzisiejsza młodzież nie ma kultury a grosz, choć zdarzają się wyjątki.
Wyobraźcie sobie taką oto sytuacje:
Wejście do marketu, z odpięciem koszyka mocuje się kobieta, na oko 45/50 lat. Niedaleko odwrócona tyłem do świata nastolatka, góra lat szesnaście. Pisze sms'a czy cokolwiek, w każdym razie zainteresowana jest głównie swoim telefonem. I najważniejsza postać wydarzenia-mała dziewczynka dwa lub trzy latka. Każda z nich stoi w opisanej pozycji i nie interesuje się najmniejszą, która zalana łzami wychodzi z marketu i zawodzi "mamo, mamaaa...!"
Przez jakieś dziesięć przeraźliwych sekund miałam wrażenie, że ta nastolatka z telefonem, która w ogóle nie interesowała się światem realnym, to jej matka. I w tym momencie moja wiara w ludzi lekko się uniosła w swojej skali, bo dziecko skręciło i podeszło to tej najstarszej kobiety, mocującej się z wózkiem na zakupy. I wtedy zalany łzami słodki brzdąc wychlipał "Micha-aa-lina...", a jak mniemam siostra, nadal wpatrzona w komórkę, odrzekła jedynie ( tu cytuję, podkreślam) "spierdalaj." I BUM! Jakby mnie ktoś zdzielił w twarz. Już prawie byłam w środku, zauważyłam tylko kontem oka jak odchodzą, a matka do malutkiej odburknęła coś gburliwie.
Tak więc wygląda teraz siostrzana miłość!? No cóż, nie wiem dlaczego płakała, może coś przeskrobała ale jednak, to jest MAŁA DZIEWCZYNKA, nie wszystko przecież rozumie!
Zawiodłam się dzisiaj. Zawiodłam się na ludziach.
A jescze kilka godzin wcześniej, wracając ze szkoły(wyglądałam niecodziennie ponieważ byłam po występach w szkole) stałam na przejściu dla pieszych i mijał mnie samochodem starszy pan. Kiedy mnie zauważył wychylił się żeby przyrzeć komuś, komu głowa wystylizowana jak na środek lata, kompletnie nie pasowała do zimowego płaszcza. Zrobiłam wtedy coś szalonego: uśmiechnęłam się do niego ^^ I widząc i jego uśmiech, zrobiło mi się cieplej, pomimo ogromniastych płatków śniegu, uparcie moczących moje włosy, o okularach nie wspomnę xD.
Tym pozytywnym wspomnieniem kończę i mam nadzieje spotykać więcej ludzi podobnych to tego starszego pana w tico, zamiast trzech pań spod marketu.
2013/03/19
Pieprz to. ŻYCIE JEST PIĘKNE.
Życie jest piękne.
Jest nawet film o takim tytule, ale historia momentami przygnębiająca. Poza tym dobry.
Ale ja nie o tym. Wyszłam dzisiaj na dwór i załamka. Śnieg, śnieg i jeszcze raz błoto. -.-
Quite depressing... Ale potem pomyślałam: chwila! Przecież życie jet piękne!
Po pierwsze - żyje. ^^
Po drugie - skończyłam już lekcje.( i przeżyłam sprawdzian z fizyki xD)
Po trzecie - o godz 17 jest jeszcze jasno (!)
I po... mogłabym tak jeszcze, i więcej, ale pointa jest taka, że nawet jeśli masz mokre skarpety i odpadają ci palce u rąk to "Cie-szmy się , z ma-łych rze-czy bo, wzór na szczę-ście w nich za-pi-sa-ny je-est..." hehe
Nawiązując do mokrych ubrań, przypomniało mi się jak zeszłego lata na lekcji dodatkowego angielskiego siedziałam cała mokra. I to nie tylko ja ale cala moja grupa, czyli jakieś pięć osób xD W czasie przerwy, kiedy tylko zauważyliśmy, ze pada deszcz ,a było bardzo ciepło, po prostu wyszliśmy na dwór i ... tańczyliśmy moknąc. To było świetne i bardzo pozytywnie nakręcające doświadczenie :DD
Tak więc, pieprzmy to, życie jest piękne!*
*Filozofia zapożyczona z pewnej małej książeczki wypatrzonej w księgarni niedaleko mojej szkoły. Tytuł to "Filozofia sukcesu, czyli f**k it. Pieprz swój plan na dziś, niech wydarzy się coś niesamowitego." autorstwa Gaii Pollini, John'a C. Parkin'a.
2013/03/13
50 odcieni Pecha: Prasowanie książek.
Oddam odchowanego, dorodnego, życiowego Pecha w dobre ręce.
Dzisiejszy dzień był zabawny ale nie koniecznie szczęśliwy. Wyobrażacie to sobie? Rozlała mi się nieodkręcona woda mineralna prosto do plecaka i zalała nowiusieńką, raz użytą, książkę do języka polskiego! Tak, tak wiem trageeedia....xD Bardziej się martwiłam moim egzemplarzem "Teorii bezwzględności" Beaty Pawlikowskiej, która niestety też lekko ucierpiała. Ale od początku.
Zapakowałam do plecaka świeżuteńką, dopiero co wyciągniętą ze zgrzewki butelkę wody, mililitrów 250. Szczęśliwym trafem większość książek zostawiłam w szafce, ale zrobiłam wyjątek i zabrałam ze sobą, czego zwykle nie robię, książkę od polskiego. Na informatyce byłam tak zaaferowana przegrywaniem w pasjansa, że nie zauważyłam niczego szczególnego. Po dzwonku idę sobie korytarzem i patrze! Mokry plecak aż kapie. Otwieram go a tam wszystkie książki mokre, butelka zakręcona ( nakrętka serio była nie naruszona ale lekko odgięta - nie mam pojęcia JAK!?), a ponad połowa zawartości tej butelki, bynajmniej nie tam gdzie jej miejsce.
Ha. Najzabaniwiejsze jest to, że książeczka która miała jako tako najmniejsze znaczenie w tym momencie, a mianowicie mój kalendarzyk, był kompletnie suchy! Taa... Skończyło się na tym, że po szkole prasowałam książki żelazkiem.
Wniosek: nie zmieniajcie przyzwyczajeń 13 dnia miesiąca(nie to żebym była przesądna ale.) Ja tak zrobiłam i nie skończyło się to zbyt dobrze. x.x
Na dodatek, jakby mało mi było dzisiaj do śmiechu, taka oto sytuacja:
Piwnica szkolna, korytarz między szafkami, dosyć ciemno. Idę sobie jak gdyby nigdy nic, zajadając marchewką z jabłkiem. Myślami byłam chyba gdzieś w Rumunii zachodniej... (Moje koleżaneczki zastrzegały się później, że nawet głośno o nich mówiły, ale ja nic takiego nie pamiętam.) Tak wiec idę, jem, a tu nagle z ciemnego zaułka wyskakuje dwóch chłopaków i krzyczą BUUU!!
Tak się wystraszyłam, że aż podskoczyłam i krzyknęłam. To raczej normalna reakcja, ale zważając na fakt, że to Ja, podłoga w tym miejscu oczywiście bardzo śliska, a moje buty także przyczepnością nie grzeszyły, wylądowałam na ... no na tyłku.
Ja leże, dziewczyny się śmieją, ludzie patrzą co się dzieje, przestraszacze przybijają sobie piątkę, marchewka z jabłkiem leży mi na kolanach, nie w pudełku rzecz jasna.
No ja rozumiem, że to musiało baaardzo zabawnie wyglądać z pozycji stojącej. Z mojego punktu widzenia trochę bolało. Ale co mi tam, kolejna cudowna gleba na mojej liście - Checked! ^^
Dzisiejszy dzień był zabawny ale nie koniecznie szczęśliwy. Wyobrażacie to sobie? Rozlała mi się nieodkręcona woda mineralna prosto do plecaka i zalała nowiusieńką, raz użytą, książkę do języka polskiego! Tak, tak wiem trageeedia....xD Bardziej się martwiłam moim egzemplarzem "Teorii bezwzględności" Beaty Pawlikowskiej, która niestety też lekko ucierpiała. Ale od początku.
Zapakowałam do plecaka świeżuteńką, dopiero co wyciągniętą ze zgrzewki butelkę wody, mililitrów 250. Szczęśliwym trafem większość książek zostawiłam w szafce, ale zrobiłam wyjątek i zabrałam ze sobą, czego zwykle nie robię, książkę od polskiego. Na informatyce byłam tak zaaferowana przegrywaniem w pasjansa, że nie zauważyłam niczego szczególnego. Po dzwonku idę sobie korytarzem i patrze! Mokry plecak aż kapie. Otwieram go a tam wszystkie książki mokre, butelka zakręcona ( nakrętka serio była nie naruszona ale lekko odgięta - nie mam pojęcia JAK!?), a ponad połowa zawartości tej butelki, bynajmniej nie tam gdzie jej miejsce.
Ha. Najzabaniwiejsze jest to, że książeczka która miała jako tako najmniejsze znaczenie w tym momencie, a mianowicie mój kalendarzyk, był kompletnie suchy! Taa... Skończyło się na tym, że po szkole prasowałam książki żelazkiem.
Wniosek: nie zmieniajcie przyzwyczajeń 13 dnia miesiąca(nie to żebym była przesądna ale.) Ja tak zrobiłam i nie skończyło się to zbyt dobrze. x.x
Na dodatek, jakby mało mi było dzisiaj do śmiechu, taka oto sytuacja:
Piwnica szkolna, korytarz między szafkami, dosyć ciemno. Idę sobie jak gdyby nigdy nic, zajadając marchewką z jabłkiem. Myślami byłam chyba gdzieś w Rumunii zachodniej... (Moje koleżaneczki zastrzegały się później, że nawet głośno o nich mówiły, ale ja nic takiego nie pamiętam.) Tak wiec idę, jem, a tu nagle z ciemnego zaułka wyskakuje dwóch chłopaków i krzyczą BUUU!!
Tak się wystraszyłam, że aż podskoczyłam i krzyknęłam. To raczej normalna reakcja, ale zważając na fakt, że to Ja, podłoga w tym miejscu oczywiście bardzo śliska, a moje buty także przyczepnością nie grzeszyły, wylądowałam na ... no na tyłku.
Ja leże, dziewczyny się śmieją, ludzie patrzą co się dzieje, przestraszacze przybijają sobie piątkę, marchewka z jabłkiem leży mi na kolanach, nie w pudełku rzecz jasna.
No ja rozumiem, że to musiało baaardzo zabawnie wyglądać z pozycji stojącej. Z mojego punktu widzenia trochę bolało. Ale co mi tam, kolejna cudowna gleba na mojej liście - Checked! ^^
2013/03/11
Rumieniąc się nad słowami.
Na początek powiem, że de gustibus non est disputandum, więc za wybór lektury mnie nie oceniajcie xD
Jest to bardzo popularna ostatnio seria, poczytna wśród młodzieży i nie tylko. Sama zabrałam się za nią dzięki perswazji moich kochanych koleżanek z klasy, które dosłownie nie pozwoliły mi sięgnąć po coś innego.
"Pięćdziesiąt odcieni" to seria składająca się z trzech książek: "Pięćdziesiąt twarzy Greya", "Ciemniejsza strona Greya" oraz "Nowe oblicze Greya".
Główną bohaterką historii jest Anastazja (Ana) Steele, która całkiem przypadkiem zapoznaje dyrektora sporego przedsiębiorstwa, Christiana Greya. Pan Grey ma dość "specyficzne upodobania" i bardzo spodobała mu się panna Steele. W wielkim skrócie jest to opowieść o historii ich znajomości.
Seria ta, pomimo iż jest bestsellerem, nie cieszy się zbyt dużą sympatią. Byli tacy, od których usłyszałam, że książka jest świetna i zdecydowanie muszę ją przeczytać. Lecz niektórzy, pytani czy przeczytali tę pozycję, odpowiadali mi, że nie zrobią tego, ponieważ te książki czytają wszyscy, a oni nie chcą być tacy jak wszyscy. Takie odpowiedzi lekko mnie irytowały. No bo dlaczego miałabym odmówić sobie przeczytania całkiem ciekawej powieści tylko dlatego, że jest bardzo popularna? To tak jakbym na siłę nie słuchała Rihanny (podałam ją za przykład, ponieważ z tego co zauważyłam, ostatnio cieszy się sporą popularnością) tylko dlatego, że wszyscy inni też słuchają jej piosenek. A tak jest przecież dlatego, że są naprawdę dobre. Dlaczego więc, taką wymówkę bardzo często stosuje się w przypadku książek? Nie rozumiem. Osobiście wychodzę z założenia, że jeśli książkę czytają "wszyscy" to naprawdę znaczy, że ktoś komuś ją polecił bo mu się spodobała. I tej osobie tez się spodobała i także ją polecił. I tak dalej, i tak dalej, aż rozeszło się po świecie, ze warto ja czytać. Bo tak właśnie to działa, prawda? No chyba, że się mylę...
Wracając do tematu. Moje wrażenia po przeczytaniu? No cóż, byłam świadoma, że jest to dość, hmmm...., perwersyjna pozycja. Aczkolwiek sama historia, pomijając główne założenie powieści, to co jest pomiędzy wierszami (czyt. pomiędzy scenami seksu) jest ciekawe. Tak, uważam, że książka jest warta poświęconego jej czasu.
Przyznam się nawet, że pod koniec pierwszej części ryczałam jak głupia! Serio. Tym, którzy nie czytali, choć pewnie mało jest takich, nie będę wyjaśniać co takiego się wydarzyło. Prezczytajcie i sami się dowiedzcie. ;p
Serię E L James gorąco polecam, jednak. Tak mam jedno małe ale. Otóż, ta książka rzeczywiście jest zdecydowanie o seksie i może dogłębnie uświadomić czytelnika, jeśli chodzi o ten aspekt życia. Nie polecam poniżej 15 roku życia, żeby nie było.
I na koniec wskazówka: jeśli chcecie poznać losy głównej bohaterki do końca uzbrójcie się w cierpliwość i wytrwałość podczas odczytywania pikantnych, bardzo, bardzo często się pojawiających opisów jej łóżkowych( i nie tylko) przygód. No chyba, ze ktoś po tę książkę sięga tylko dla tych właśnie scen, nie oceniam xD
Podsumowójąc: Polecam, aczkolwiek nie każdemu ^^
2013/03/08
Rutyna
No i to by było na tyle jeśli chodzi o wiosnę. ;( Humor mi się trochę zepsuł ale jakoś się trzymam, trzy razy dziennie sprawdzając długoterminową prognozę pogody ^^ Przez jeden dzień było tak pięknie, że teraz gdy spojrzę przez okno czuję się jak na głodzie narkotykowym. Tylko, że moim nałogiem jet słońce xD
Dziś zapraszam do przeczytania jednej z moich prac literackich. Ta akurat wystąpiła w konkursie. Jurorom chyba się spodobała i liczę, że wam również. Mam nadzieję, że nie będą to dla was "chipsy intelektualne" i się nim najecie*.
Życzę Smacznego;))
Rutyna
Czasem, żeby napisać dobra książkę nie trzeba wiele się zastanawiać, ani wymyślać historii nie z tej planety. Niekiedy wystarczy się tylko przyjrzeć temu co nas otacza. Może to właśnie to normalne życie jest najciekawsze.
Czy kiedykolwiek przyglądałeś się swojemu otoczeniu ? tak z boku, całkiem obiektywnie? Nie mówię, że jakoś specjalnie za kimś chodzić i sprawdzać czy jest ciekawy, bo właściwie to każdy jest na swój sposób, ale tak z nudów. Może zauważyłeś co ciekawego? Jak się postarasz to zawsze coś sie znajdzie. Ja potrafię zobaczyć w ludziach aż za dużo. Mam na imię Magda, mam czternaście lat i mieszkam w starej kamiennicy w Poznaniu. Moja rodzina jest raczej normalna, przeciętna. Mama, tata, starszy brat Tomek , pies i rybki. Mam przeciętne życie i nieprzeciętnie mi się nudzi. Lubię czytać i zastanawiałam się nad napisaniem czegoś sama, jednak ciężko mi było coś wymyślić, a że lubię obserwować ludzi pomyślałam że może to oni coś mi podpowiedzą. No wiesz swoim zachowaniem. Do tej kamienicy przeprowadziłam się trzy lata temu. Wtedy właśnie zaczęłam przyglądać się mieszkańcom ulicy św. Marcina.
Po drugiej stronie ulicy w mieszkaniu wprost naprzeciw mojego okna mieszka para w średnim wieku. On jest dentystą a Ona nauczycielką. Ci to są dopiero nudni. Wydaję się tak, jakby w ich mieszkaniu mieszkały tylko meble. Trudno powiedzieć czy są szczęśliwym małżeństwem czy raczej tylko ze sobą wytrzymują. Nie potrafię ich rozszyfrować. Nigdy nie zauważyłam jak się obejmują i patrzą sobie w oczy ani też jak na siebie krzyczą .Widzę jak wracają z zakupów które robią razem zaraz po pracy. On idzie oglądać wiadomości ona robi obiad. Po półgodzinie zasiadają razem do stołu i jedzą. Co prawda nie słyszę czy coś mówią ale są to raczej monosylabiczne wypowiedzi. Nigdy też nie zauważyłam żeby któreś z nich opowiadało o czymś z ekscytacją. Bo kiedy ktoś jest podekscytowany to przeważnie widać z daleka jak wymachuje rękami no i po jego twarzy.
Ciekawi mnie jak ci ludzie wytrzymują żyć identycznie każdego dnia. Czy nie przyszło im nigdy do głowy by zrobić cos szalonego? Zmienić cos w swoim życiu? Np. zjeść kolacje o pół godziny wcześniej albo zrobić zakupy w środę zamiast w piątek? Czy to zbyt wiele zmian??
Weź my na to mojego wujka Karola. Jest samotnym facetem po trzydziestce, do niedawna nauczycielem fizyki w miejscowym gimnazjum. Nienawidził tej pracy i irytowali go uczniowie. Nie był człowiekiem zadowolonym z życia, pochłonęła go rutyna. Aż pewnego dnia postanowił rzucić to w diabły. Jego marzeniem było by zostać alpinistą. Bez kompletnej wiedzy, czy tez przygotowania wyjechał w góry i wybrał sie zdobywać szczyty. Jednak na jego nieszczęście okazał sie nie mieć do tego talentu. Złamał sobie nogę. Jego ubezpieczenie sie skończyło więc musiał zaciągnąć kredyt by opłacić leczenie i rehabilitacje. Po powrocie do domu pech go nie opuszczał. Okazało sie że ludzie od których wynajmował mieszkanie wrócili z zagranicy i chcą je odzyskać ,więc musiał sie wynieść do kumpla. Aktualnie mieszka w kawalerce i spłaca kredyt pracując w supermarkecie, a jego największą ambicją jest zdobycie stanowiska szefa działu z nabiałem. Ale wiesz co ? Jest szczęśliwy.
Jego historia nie jest zbyt dobrym przykładem popierającym zmiany w życiu. Ale weźmy pod uwagę że to, co zrobił było naprawdę odważne i szalone zarazem. Nie musza to odraz być tak wielkie zmiany. Można zacząć powoli, kroczek po kroczku a nasze życie może stać sie o wiele ciekawsze.Trzeba próbować zawsze czegoś nowego, ale przyzwyczajenia przecież nikomu jeszcze nie zaszkodziły. Myślisz , że jesteś nudny ? Chciałbyś być jak gwiazda filmowa? Wiesz.. nie powiedziane, że coś by to zmieniło. Jak się za to nie weźmiesz to będziesz robić cały czas to samo i słuchać wszystkich dookoła zamiast siebie.
Ja osobiście się staram, ale jak już wiesz nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Niby codziennie chodzę do szkoły na te same ustalone lekcje ale przecież nigdy nie wiesz co czeka cię za rogiem. Może to być cyrk, korek na drodze lub jakiś zabawny człowiek w ogrodniczkach, z kotem na głowie jadący monocyklem… Są nudni ludzie i są ci ciekawsi. Najważniejsze żeby nie oceniać po pozorach. A wtedy zwykły woźny może się dla nas stać tym człowiekiem z kotem na głowie. I masz pomysł na książkę! Ludzie nie zawsze lubią czytać wampirach, wojnach międzygalaktycznych, morderstwach czy nierealnych romansach. Taka normalna na pozór zwykła historia może im się spodobać bardziej. Człowiek często utożsamia się z tym co czyta i łatwiej mu będzie się wczuć w role kogoś takiego jakim ma szanse być. Można być z pozoru nudnym do bólu, a tak naprawdę super ciekawym.
Przykładem na to jest starszy pan, mój sąsiad z piętra wyżej. Nazywa się Teodor Ostrowski, jest profesorem i kiedyś wykładał na uniwersytecie. Tak naprawdę to nikt oprócz mnie go nie zna, ponieważ on z nikim nie rozmawia. Praktycznie nie wychodzi z mieszkania!
Kiedyś wieczorem, ok. wpół do ósmej kiedy byłam wyrzucić śmieci, zobaczyłam go jak wychodzi z naszej kamienicy z różą w ręce. Hoduje je na balkonie, ma najpiękniejszy balkon na całym Św. Marcinie. Ciekawiło mnie wtedy gdzie idzie, ale spieszyłam się bo jechaliśmy na imieniny do babci. Widywałam go codziennie o tej samej godzinie z taką samą różyczką. Aż wreszcie, pewnego dnia kiedy żegnałam się z koleżanką z klasy, która była u mnie się uczyć roli do przedstawienia w którym grałyśmy, usłyszałam trzaskanie drzwiami i chrobot przekręcanego w klamce klucza. Po chwili kroki na schodach i profesora Ostrowskiego z czerwoną różyczką w ręce. Wtedy postanowiłam go śledzić. Powiedziałam mamie że wychodzę i ruszyłam jego śladem . Trzymałam się dobrych kilka metrów z tyłu i chowałam za czym się dało, normalnie ja Sherlock Holmes… Przeszliśmy chyba pół miasta i nie wydawało się żeby był to już kres naszej wyprawy. Cały czas zastanawiałam się gdzie może chodzić nasz pan profesor. Okazało się, że na cmentarz ! Kiedy tam dotarliśmy puknęłam się w głowę, że na to nie wpadłam. No bo gdzie może chodzić codziennie starszy pan z różą? No ale przecież najtrudniej wpaść na rzecz najbardziej oczywistą. Po kilku minutach krążenia po cmentarzu , pan Ostrowski podszedł do jednego z grobów. Wstawił różę do wazonu i zapalił lampion, a sam usiadł na ławeczce obok. Ja schowana byłam za drzewem i próbowałam niezauważona wychylić się tak żeby przeczytać nazwisko na nagrobku.
-Nie ładnie tak szpiegować innych moja panno .- usłyszałam i ze strachu wypadłam zza drzewa. Podnosząc się zobaczyłam profesora rozbawionego cała sytuacją.
-prze.. przepraszam –było mi strasznie głupio. Ale profesor nie wydawał się być zły. Zaprosił mnie bym usiadła koło niego i opowiedział mi wszystko. Ten grób jest jego żony. Była piękna kobietą, wiem bo pokazał mi później jej zdjęcia. Była modelką dawno, dawno temu. Zmarła 15 lat temu w wypadku lotniczym. Mąż przynosi jej kwiaty codziennie i rozmawia z nią. Tak na serio pan Teodor naprawdę rozmawiał z Elżbietą - tak miała na imię. Mówił do niej „wiesz co Elka ? ty to zawsze byłaś ciekawą osobowością. I widzisz , nawet po śmierci interesują się tobą obcy ludzie” śmiał się wtedy . Opowiadał jej co dziś robił jak się miewa ich przyjaciel –sprzedawca z naszego warzywniaka i jak to znowu Mruczek porwał mu kiełbasę ze śniadania. Zachowywał się jakby mnie tam nie było, a ja za każdym razem kiedy śmiał się z czegoś co mu się przytrafiło jakby czułam obecność Elżbiety, tak jakby śmiała się razem z nim.
Niby robi ciągle to samo ale jednak jest to codziennie jeszcze ciekawsze.
Mogłabym podać jeszcze wiele przykładów na to czy to rutyna i przyzwyczajenia są dobre czy złe ale przecież nie ma na to dobrej odpowiedzi. Trzeba tylko żyć po swojemu. Ci państwo o których wam pisałam może i wydaja się nudni ale skoro tak żyją to taki układ im pasuje i są w pewnym sensie szczęśliwi. Zawsze zastanawiałam się nad tym jak otoczenie wpływa na człowieka…? Ale czy otoczenie to miejsce czy ludzie żyjący wokół ? To dość problematyczne. Mój dziadek zawsze mawia , że „nie ważne jak żyjesz, ważne z kim”.
Kiedy tak patrzę na ludzi rzeczywiście zawsze coś ich łączy, zawsze znajdę w nich coś co dla mnie wydaję się ciekawe. Może jednak znajduję się w uprzywilejowanej pozycji gdyż w moim otoczeniu żyje tylu nieciekawych i przeciętnych ludzi, że aż ciekawią. Nie każdy ma tyle szczęścia. Chociaż jak to mówią „dobry kucharz gotuję wszystko z niczego!” czy jakoś tak. Ja się staram.
Mój kolega Jacek wcale mnie nie rozumie. Zawsze jak mu opowiadam o moich sąsiadach o tym co robili dzisiaj i jacy są, dziwi się jak nudni i przeciętni ludzie mogą mnie tak interesować? Przecież są nudni i przeciętni. Ale ja za tę ich normalność najbardziej ich lubię.
*Zacytowałam tutaj jeden z tekstów mojego szalonego nauczyciela języka polskiego: "wasze wypowiedzi to były chipsy intelektualne, tym się nie da najeść..."
2013/03/06
Następny przystanek - Spełnianie Marzeń
Szła podekscytowana pierwszymi, tak dawno wyczekiwanymi, promieniami słońca w tym roku. Rrozpięte poły płaszcza unosił lekki, lecz nadal zimowy wietrzyk. Zamknęła oczy, uniosła twarz ku słońcu.
-Ehh... -wyrwało jej się.
Słoneczko wróciło! I ŻYCIE ZNOWU MA SENS ;)) Tak, tak, ta opisywana wyżej dziewczyna to ja podczas powrotu ze szkoły. Depresja zimowa już minęła, tak niewiele potrzeba mi do szczęścia. Wystarczy trochę słońca i spotkanie z przyjaciółmi w miłej atmosferze planowania wakacji, które stają się tym realniejszą przyszłością, że patrząc przez okno na tak piękną pogodę już widzimy siebie na plaży ^^
Ale nie tylko wakacje mi w głowie. Od wczoraj zaczęłam kurs na zostanie dyplomowanym, lecz nie po studiach, dziennikarzem. Mam nadzieję, że ukończę kurs pomyślnie bo aż cała rwę się do nauki :D
Może kiedyś będzie można usłyszeć mnie we wiadomościach lub przeczytać mój tekst w czyjejś ulubionej gazecie...(takie moje małe marzenie ;]).
Moja rada dla wszystkich na dziś - Ruszamy cztery litery sprzed komputera i idziemy na spacer! Bo inaczej się nam słońce obrazi xD
-Ehh... -wyrwało jej się.
Słoneczko wróciło! I ŻYCIE ZNOWU MA SENS ;)) Tak, tak, ta opisywana wyżej dziewczyna to ja podczas powrotu ze szkoły. Depresja zimowa już minęła, tak niewiele potrzeba mi do szczęścia. Wystarczy trochę słońca i spotkanie z przyjaciółmi w miłej atmosferze planowania wakacji, które stają się tym realniejszą przyszłością, że patrząc przez okno na tak piękną pogodę już widzimy siebie na plaży ^^
Ale nie tylko wakacje mi w głowie. Od wczoraj zaczęłam kurs na zostanie dyplomowanym, lecz nie po studiach, dziennikarzem. Mam nadzieję, że ukończę kurs pomyślnie bo aż cała rwę się do nauki :D
Może kiedyś będzie można usłyszeć mnie we wiadomościach lub przeczytać mój tekst w czyjejś ulubionej gazecie...(takie moje małe marzenie ;]).
Moja rada dla wszystkich na dziś - Ruszamy cztery litery sprzed komputera i idziemy na spacer! Bo inaczej się nam słońce obrazi xD
Subskrybuj:
Posty (Atom)