Właśnie wróciłam z zawodów pływackich, na których sędziowałam. Po raz pierwszy wyznaczono mnie do samodzielnego mierzenia czasu. Na początku były lekkie nerwy, bo to większa odpowiedzialność niż tylko siedzenie i patrzenie jak dzieciaki robią nawroty, ale po dzisiejszym dniu stwierdzam, że to o wiele łatwiejsza fucha. Poza tym, czas minął mi o wiele szybciej, bo miałam więcej do roboty xD
Jednym z dystansów w dniu dzisiejszym było 200m stylem grzbietowym. Był to mój niegdyś tzw. koronny dystans. Moja duma, a jednocześnie zmora. Za każdym razem byłam tak zdenerwowana, że miałam ochotę uciec z krzykiem. Kiedy płynęły dziewczęta usłyszałam z trybun jak ktoś dopinguje "dajesz Aśka, dziduj, szybciej Aśka!". Przypomniała mi się podstawówka i wpadłam w pewna melancholię... Przypomniał mi się mój stłumiony przez wodę w uszach dyszący oddech, walące w piersi serce podjudzane szumem trybun, kiedy sama startowałam na tych zawodach. Ehhh było i minęło. Nie zmieniła bym decyzji o wybraniu klasy pływackiej w podstawówce, choć tak naprawdę sama się na nią nie zdecydowałam xD
Do domu wróciłam cała mokra i zmęczona, ale co wypłata w kieszeni to wypłata w kieszeni, prawda? ^^
Super blog! Bardzo dobrze się go czyta. Czuję, jakbym koło Ciebie stał i słuchał Twoich opowieści. Dobra robota, trzymaj tak dalej :)
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo :) Właśnie dzięki takim komentarzom chce się pisać jeszcze bardziej ;)
OdpowiedzUsuń