Po czym poznać kanara w komunikacji miejskiej?
Nie, nie, wcale nie po legitymacji czy czytniku do biletów.
Otóż, z odległości kilometra poznasz, że to Pan Od Sprawdzania Biletów, kiedy zauważysz kogoś, kto samą swoją postawą zrobi z Ciebie przestępce za to, że podróżujesz autobusem.
To już nie chodzi o to, że powinni być milutcy i potulni, wiadomo muszą wzbudzać jakiś tam respekt. Powiedzmy sobie jednak szczerze - nawet kanar powinien wykazać się odrobiną kultury w miejscu pracy.
Zdaję sobie sprawę, że to jedynie jeden przykład i nie mam zamiaru w żaden sposób uogólniać i uwłaczać porządnym pracownikom MPK, natomiast nie potrafię zostawić bez echa dzisiejszej sytuacji.
Wracałam z zajęć i w pewnym momencie do autobusu wsiadło dwóch kontrolerów. Bardzo miły głos oznajmił Sprawdzanie biletów, więc uszykowałam legitymację. Jednak już po ok. dwóch minutach za moimi plecami nawiązała się kłótnia. Pierwsze co usłyszałam to głos kobiety, na oko w starszym wieku, która ni to do siebie ni to do wszystkich powiedziała coś w stylu, aby kanar się uspokoił, bo ona ma te legitymacje i zaraz mu pokaże.(dodam, że już dość wzburzonym głosem) Nie wiem o co poszło nie chce się wcinać, chciałam zwrócić uwagę na inny aspekt tej kłótni.
Po kilku minutach para krzyczała już na cały autobus kobieta, już nawet nie pamiętam jak dokładnie, starała się bronić i przyznaje nie była przy tym wzorem uprzejmości, ale wyobraźcie sobie jak odpowiadał jej Pan Kanar. Otóż szanowny Pan Od Sprawdzania Biletów w pracy, w miejscu publicznym (bo autobus takim jest prawda?) do obcej osoby, STARSZEJ od siebie (mogłaby być pewnie jego matką) krzyczał Uspokój się!, przerywając jej co dwa słowa.
No przepraszam bardzo. Coś jest nie tak na tym obrazku.
W tym samym czasie jego kolega po fachu nie chciał wypuścić innego mężczyzny z autobusu (pewnie uzasadnieniem tego było to, że nie miał biletu ale nie wiem dokładnie, bo siedziałam za daleko). W każdym razie pan siedział z niemowlęciem na rękach, a kanar zastawił mu sobą przejście i oczywiście odzywał się do niego podniesionym głosem.
Ale to mniej ważne, bo nie znam szczegółów.
Chodzi mi o to, że sprawdzający bilety z reguły zachowują się jakby świat należał do nich i my wszyscy jesteśmy winni bycia jedynie pasażerami komunikacji miejskiej - a przynajmniej jest to moje osobiste odczucie.
Apeluję więc o zachowanie choć minimum dobrego wychowania. No szanujmy się ludzie.
Dziękuję za uwagę, życzę wszystkim miłych podróży :)
2016/01/20
2016/01/14
Cichy zakątek U Przyjaciół.
Zawsze przechodziłam obok i zastanawiałam się, jak jest tam w środku? Chciałam wejść, ale nie wchodziłam.
-Chodź, wejdziemy na chwilkę - powiedziała.
Szum, charakterystyczny dla centrum dużego miasta. Otworzyła szklane drzwi i weszłyśmy na dziedziniec. Gdy się zamknęły - Słuchaj - powiedziała.- Cisza...
Jeszcze moment wcześniej na ulicy za nami przejechał tramwaj i dwa samochody. A tu? Cisza. Cisza, która zdawała się wypełniać każdy centymetr sześcienny tego miejsca. Stałam oniemiała i podziwiałam. Czułam trochę jak ta cisza mnie otula, chciałam ją chłonąć.
-Jak tu pięknie - wyszeptałam, nie mając odwagi, by rozedrzeć tę cisze swoim głosem.
Co to za magiczny zakątek? Dziedziniec budynku Towarzystwa Przyjaciół Nauk, przy ulicy Mielżyńskiego w Poznaniu.
Jeśli tam nie byliście i nie wierzycie w moją przekoloryzowaną historyjkę, zrozumiem was. Ale wybierzcie się tam, a zrozumiecie mnie.
Wybrałam się też do kawiarenki U przyjaciół. Była dokładnie taka jaką sobie wyobrażałam. Przytulna, aż intymna. Idealna dla kogoś kto chce przyjść i pobyć chwilę ze swoimi myślami. Lub podzielić się nimi z kimś bardzo szczególnym. Gwarantuje, że poczujecie ten romantyczny nastrój.
Będąc tam świat na zewnątrz dla mnie nie istniał. W mojej głowie tworzył się nowy. W takie miejsca mogłabym chodzić szukając inspiracji.
PS. Jeśli jednak, tak jak ja, zechcecie pozwiedzać szerzej i wstąpicie do Biblioteki TPN, uważajcie na cerbera w okularach na łańcuszku pilnującego czytelni.
-Chodź, wejdziemy na chwilkę - powiedziała.
Szum, charakterystyczny dla centrum dużego miasta. Otworzyła szklane drzwi i weszłyśmy na dziedziniec. Gdy się zamknęły - Słuchaj - powiedziała.- Cisza...
Jeszcze moment wcześniej na ulicy za nami przejechał tramwaj i dwa samochody. A tu? Cisza. Cisza, która zdawała się wypełniać każdy centymetr sześcienny tego miejsca. Stałam oniemiała i podziwiałam. Czułam trochę jak ta cisza mnie otula, chciałam ją chłonąć.
-Jak tu pięknie - wyszeptałam, nie mając odwagi, by rozedrzeć tę cisze swoim głosem.
Co to za magiczny zakątek? Dziedziniec budynku Towarzystwa Przyjaciół Nauk, przy ulicy Mielżyńskiego w Poznaniu.
Jeśli tam nie byliście i nie wierzycie w moją przekoloryzowaną historyjkę, zrozumiem was. Ale wybierzcie się tam, a zrozumiecie mnie.
Wybrałam się też do kawiarenki U przyjaciół. Była dokładnie taka jaką sobie wyobrażałam. Przytulna, aż intymna. Idealna dla kogoś kto chce przyjść i pobyć chwilę ze swoimi myślami. Lub podzielić się nimi z kimś bardzo szczególnym. Gwarantuje, że poczujecie ten romantyczny nastrój.
Będąc tam świat na zewnątrz dla mnie nie istniał. W mojej głowie tworzył się nowy. W takie miejsca mogłabym chodzić szukając inspiracji.
Cisza tutaj jest wręcz namacalna. |
Ten jeden raz kiedy nie spakujesz zeszytu i akurat coś przyjdzie ci do głowy. |
W tej szufladce można zostawić ślad po sobie, ciekawe czy ktoś kiedyś przeczyta mój... |
PS. Jeśli jednak, tak jak ja, zechcecie pozwiedzać szerzej i wstąpicie do Biblioteki TPN, uważajcie na cerbera w okularach na łańcuszku pilnującego czytelni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)