Znacie to uczucie, ten moment w życiu kiedy macie dużo czasu i możecie praktycznie zrobić wszystko co wam się podoba? Żadnych zobowiązań terminów, nauki... To właśnie dzieje się w moim życiu. W tej sekundzie. Tyle, że chce robić wszystko, mam cały wolny dzień i hulaj dusza itd. ale. Ale wiem, że wieczorem idę do pracy, moja najlepsza przyjaciółka jest dwa tysiące pięćset piętnaście kilometrów stąd, większość znajomych coś robi, a ja nie lubię siedzieć sama na słońcu, a jedyna rzecz o jakiej myślę to wyjazd na wakacje na które muszę czekać jeszcze dwa tygodnie. Chce coś zrobić, ale nie chce. ( No co, jestem kobietą.)
No wiec siedziałam tak sobie przed komputerem w moim zimnym domu i zaczynałam się załamywać, bo nie wiem co ze sobą zrobić i chyba zaczęłabym zaraz płakać.
Jednakże wpadłam na genialny pomysł.
Ruch pomaga na wszystko, zapamiętajcie to sobie.
Pogłośniłam wiec muzykę i zaczęłam tańczyć. Ok, może taniec to za dużo powiedziane w tym przypadku. Nie skromnie uważam się za dość dobrą tancerkę, ale gdybym zrobiła to co właśnie zrobiłam publicznie zdecydowanie wszyscy by uciekli. Zdecydowanie.
Ale wiecie co? To było tak przyjemne! Po trzech czy czterech piosenkach leżałam na dywanie uśmiechając się i dysząc ze zmęczenia i już myślałam, że nigdy nie przestane takie to było fajne! Właśnie wtedy puścili piosenkę Eweliny Lisowskiej i wszystko opadło....
Anyways!
Moja rada dla wszystkich, którzy znajdą się w tak trudnej do zdefiniowania emocjonalnie sytuacji :
TAŃCZCIE!
No może nie koniecznie do rytmu albo w ogóle do ludzi, ale ruszajcie się tak jak wam to sprawia przyjemność. Albo ŚPIEWAJCIE, cokolwiek. Wyraźcie się jakoś. Sami dla siebie. Mam sprawdzone info, że to naprawdę działa ^^
BTW.
Szacunek dla was ludzie, którzy potrafią przybić gwóźdź do ściany. Serio, szacunek. Najwidoczniej to nie jest takie proste na jakie wygląda.